niedziela, 31 marca 2013

Wielkanoc w Tamsui

Wielkanoc!

To i śniadaniem wielkanocnym dzień zacząć wypada. Poszłam w gości do rodziny do hostelu Parachute. Zajęliśmy cały wspólny stół, ale na szczęście śniadanie jedliśmy dość wcześnie, więc nie było wielu innych gości hostelu, którzy akurat potrzebowaliby dostępu do stołu. Po śniadaniu wizyta w kościele, gdzie otrzymaliśmy jajka wielkanocne. Zrezygnowałam z mszy po chińsku, nie tylko dlatego, że 3/4 wycieczki nic by nie rozumiały, ale też dlatego, że jestem bezwzględnym przewodnikiem i msza o 11 to zdecydowanie za późno! Przecież trzeba zwiedzać! (poszliśmy zatem na 9:30)
Hostelowe śniadanie wielkanocne
A w planie było wiele: Park Yangmingshan 陽明山國家公園, Tamsui 淡水 (albo Danshui, Tamsui to przyjęta już transkrypcja) i Beitou 北投. Ze względu na niezbyt sprzyjającą pogodę oraz to, że taki plan zdał mi się jednak zbyt ambitny (szczególnie przy niedzieli, gdy poza nami także rzesze mieszkańców Tajpej mają czas i ochotę się gdzieś wybrać), postanowiłam odpuścić pierwszą atrakcję i od razu pojechać do Tamsui.
Dostanie się tam jest bardzo proste. Wystarczy wsiąść w czerwoną linię metra i jechać, jechać, jechać (na północ!)… jechać tak długo, aż się nie usłyszy komunikatu, że dotarło się do stacji końcowej, czyli do Tamsui.
Tamsui znajduje się już w Nowym Tajpej i leży u ujścia rzeki Tamsui do Cieśniny Tajwańskiej. Swego czasu był to najważniejszy port rybacki i handlowy na Tajwanie. Tamsui było wcześniej zwane Hobe i zamieszkiwane przez aborygenów tajwańskich. W XVII wieku przybyli tu Hiszpanie i wznieśli w tym miejscu Fort San Domingo. Nie istniał on jednak zbyt długo – wraz z przybyciem Holendrów Fort San Domingo został zniszczony, a na jego miejscu postawiono kolejny – Fort Antonio. Ten przetrwał do dziś – po drodze przejęli go Brytyjczycy, a obok fortu zbudowali konsulat (英國領事館). Obecnie fort nosi tę nazwę, którą nadali Hiszpanie, czyli San Domingo, po chińsku nazwa brzmi Hong mao cheng 紅毛城 (fort czerwonowłosych).

Koty nieprawdziwe i prawdziwe (prawdziwy siedzi na murku na drugim planie)
Z tarasu kawiarni w Tamsui
Rzeka Tamsui u swego ujścia do Cieśniny Tajwańskiej
Zaduma w Forcie San Domingo
Były konsulat brytyjski w Tamsui
Salon gościnny w byłym konsulacie brytyjskim
W chodakach od ING - grunt do dobrać właściwy rozmiar buta
Gry w czasach wiktoriańskich
Licznik wskazujący na liczbę ludzi znajdujących się na drugim piętrze konsulatu - maksymalnie może być 40 osób
Zaraz za Fortem San Domingo i byłym Konsulatem Brytyjskim (opuszczonym przez 1972 roku, gdy zostały zerwane kontakty dyplomatyczne z Tajwanem) znajduje się najstarsza uczelnia w stylu zachodnim na Tajwanie, czyli Uniwersytet Alethia (真理大學). Uniwersytet jest związany z osobą kanadyjskiego misjonarza prezbiteriańskiego dr. Georga Lesliego Mackaya (馬偕) , który przybył do Tamsui w 1872 roku (pozostał tu aż do śmierci w 1901 r.) i miał duży wkład nie tylko w krzewienie wiary, ale także w rozwój medycyny, edukacji i etnografii. Pierwotny budynek uniwersytetu to Oxford College, nazwany tak w podzięce dla mieszkańców hrabstwa Oxford w Kanadzie, którzy ofiarowali fundusze na budowę. Szkoła była pionierem we współczesnej pedagogice na Tajwanie. Innym budynkiem związanym z dr. Mackayem jest kościół Tamsui , wzniesiony w 1933 roku, by uczcić 60 rocznicę przybycia misjonarza do Tamsui. Mimo niedzieli, kościół był zamknięty, także do środka mogliśmy zajrzeć tylko przez szybkę.

Oxford College (Uniwersytet Aletheia)
Uniwersytet Aletheia - Wielka Kaplica 大禮拜堂 wzniesiona w 1997 roku
Uniwersytet Aletheia z odległości
Szczęśliwa rodzina używa giga nożyczek do zerwania z nałogiem

Rzeka Tamsui, widok na zachód czyli na miejscowość Bali 八里
Kościół w Tamsui 淡水禮拜堂
W Tamsui obejrzeliśmy także Rezydencję Urzędnika Celnego 前清淡水稅務司官邸, zwaną potocznie Małym Białym Domem 小白官, a wzniesioną tu w 1866 roku, jeszcze za czasów, gdy Tajwan należał do terenów dynastii Qing. W 1995 roku ministerstwo finansów przedstawiło plan zburzenia tej rezydencji, jednakże po protestach mieszkańców Tamsui oraz grup uczonych, zrezygnowano z tego pomysłu i uznano rezydencję za zabytek.
Mały Biały Dom
W drodze powrotnej do stacji metra (również ładnie się prezentującej) minęliśmy pomnik dr. Mackaya, oraz świątynię Longshan 淡水龍山寺. A, zapomniałam wspomnieć, że nasz spacer po Tamsui rozpoczęliśmy od przypadkowej wizyty na porannym targu, gdzie na stoiskach po lewej i po prawej stronie na zmianę można było zobaczyć kawały świeżego mięsa, ryb, owoce, warzywa, ubrania, garnki i różne takie, a środkiem raz po raz próbowały przecisnąć się skutery.
Przedzierając się przez poranny targ w Tamsui
Świątynia Longshan
Świątynia Longshan od środka
Pomnik dr. Mackaya
Prosto z Tamsui udaliśmy się na błyskawiczny spacer po Beitou (to tam, gdzie są gorące źródła). Troszkę pobłądziłam w poszukiwaniu zejścia do miejsca, gdzie można pomoczyć nogi w rzece, ale udało się. Autobus też wybrałam niezbyt dobry – nie ma to jak nazwać przystanek “Stacja metra Beitou” i po wyjściu z autobusu nie widzieć nigdzie stacji metra. Jednakże udało się nam dotrzeć do mojego mieszkania, około 18, by wykonać świąteczne telefony do rodziny oraz spakować prezenty na kolację, na którą się wybieraliśmy z rodziną Jyunyi.
Metro do stacji Xin Beitou 新北投 (Nowe Beitou) - wystrój wagonów nawiązuje do gorących źródeł
Piekielna Dolina w Beitou 地熱谷
Taplanie nóżek
A na kolację był hot pot. Panowie mogli przebierać, wybierać, nakładać to, na co mieli ochotę i tyle ile mieli ochotę. Dzień zaczęliśmy od dość skromnego śniadania wielkanocnego, ale zakończyliśmy za to bardzo sutą kolacją, także się wyrównało.

sobota, 30 marca 2013

Odkrycia

Nawet w miejscach już kiedyś odwiedzanych można odkryć coś nowego – czasem dlatego, że się wcześniej tego nie zauważyło, a czasem dlatego, że po prostu tego tam nie było.
I tak, w świątyni Longshan 龍山寺, mogłam zobaczyć przecudnej urody papierowe lub styropianowe figury świni, psa, tygrysa (na razie jest logicznie, że znaki zodiaku chińskiego) oraz lotnika i pszczołę (i tu przestała działać logika). Poza tym okazało się, że bogini miłosierdzia Guanyin, której poświęcona jest ta świątynia, ma dziś urodziny – toteż ludu w świątyni pełno.
Ślepy albo szpanujący tygrys w Świątyni Longshan
Świnia, pies i lotnik w świątyni Longshan
Makaronowa wieża w świątyni Longshan
Z kolei w blokach Bopiliao 剝皮寮歷史街區 obejrzałam drugą część wystawy słodyczy, której pierwszą część widziałam już dwa miesiące temu w Domu Historii Tajpej. Wystawa, chociaż mała, to dość intrygująca (np. wielkie lody w rożku, z których wylewają się żołnierze i czołgi).

Wystawa słodyczowa w Bopiliao
 
Ciastko na wystawie słodyczowej w Bopiliao
W świątyni Tianhou 台北天后宮 na Ximendingu 西門町 też znalazło się parę nowinek:
Drabina w wodzie, byle jaka deska oparta o barierkę i siup - naprawiamy
Świątynne marchewa i pietrucha
Ostatnią nowością, była gondola ze szklaną podłogą na wzgórze Maokong 貓空. Wiedziałam wprawdzie o jej istnieniu, ale nie miałam jeszcze okazji się przejechać. 

W gondoli na Maokong - Tajpej na celowniku
W gondoli na Maokong
A z rzeczy nie związanych ze zwiedzaniem, to w czasie, gdy ja miałam egzamin (za który dostałam darmową teczkę), to panowie opanowali tajwańską komunikację i doskonale poradzili sobie z autobusem (bo z metrem to każdy potrafi).
Teczka – prezent za egzamin

piątek, 29 marca 2013

Potwierdzam odbiór

No i przyjechali! Lądowanie było o czasie, jednak odprawa zajęła im godzinę, toteż miałam trochę czasu, by się elegancko ustawić z zaprezentowaną w poprzednim wpisie tabliczką. Cóż z tego, kiedy, gdy przyszła pora, pokazałam ją do góry nogami. Ech, Król Wsi jest wzorcowym przykładem konfucjańskiego ideału, by nazwa pasowała do rzeczywistości (jeśli to brzmi skomplikowanie, to może prościej: Król Wsi Królem Wsi).
Po załatwieniu różnych spraw na lotnisku ruszyliśmy w drogę do hostelu. Nie obyło się bez przygód, gdy to nie wykazaliśmy się wystarczającym refleksem i tylko jeden członek drużyny zdołał wysiąść z metra na odpowiedniej stacji, a reszta pojechała dalej. Przynajmniej była jakaś atrakcja. 
Mój mozolnie przygotowywany plan trzeba było poddać korekcie, gdyż zmęczenie dało się wszystkim we znaki (a ja przyznam, że czułam się, jakbym też była po tych trzydziestu godzinach w podróży). Także zamiast wielkich przejazdów metrem, spokojny spacer w okolicach, po których ja codziennie się przemieszczam.
A, po drodze była też wizytacja w lokalu i pozostawienie tych ogromnych ilości jedzenia w lodówce. Dziękuję po stokroć! I dziękuję też w imieniu ludzi, którzy mi dziękują za rzucenie tych smakołyków na polski stół wielkanocny!
Dziękuję też za podarki i za dostarczenie moich rzeczy! Uwaga, uwaga! Zmieściłam się w sukienkę bez dramatycznego dopinania! Hurra! Fala! (I między innymi dlatego dzielę się jedzeniem na Wielkanoc, ponieważ gdybym miała to skonsumować bez niczyjej pomocy, to moja radość z mieszczenia się w sukienkę nie potrwała by zbyt długo).
Dopiero przyjechali, a nagle wydaje się to takie normalne, że tutaj są!
W ferworze walki nie zrobiłam żadnego zdjęcia dokumentującego przybycie rodziny, to może w takim razie się zaprezentuję w podarkach wielkanocnych (które zacznę nosić dopiero od niedzieli), co jest także dowodem przyjazdu familii.
Love!
Meow (Mamo, to kot jest :D )

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie

No to jadę przechwycić rodzinę. Dla ułatwienia przygotowałam tabliczkę (i nawet zawęziłam grupę odbiorców).
Biorę pierwszą rodzinę (chłopów), która podejdzie
No to w drogę

Możliwe, że blog teraz będzie miał zastój. A możliwe, że nie.