piątek, 5 kwietnia 2013

Dzień w Tainanie

Mimo, że od niektórych Tajwańczyków można usłyszeć, że w Tainanie 臺南 nie ma nic ciekawego, to jednak umieściłam to miasto na trasie naszej wycieczki wokół wyspy. Dla mnie to już wprawdzie trzecia wizyta w tym miejscu, ale uważam, że warto je pokazać gościom. W związku z tym, że byłam tam całkiem niedawno, to nie będę się rozpisywać o zabytkach, odsyłam do wpisów z lutego (Tainan i Anping i Świątynia Konfucjusza).
Jedyne, z czego zrezygnowałam pod wpływem ostatniej wizyty, to nocowanie w Tainanie. Chociaż poprzedni hostel był całkiem przyjemny, to jednak wspomnienie godzinnego czekania na tainański autobus w okolicach hostelu było jeszcze świeże w mojej pamięci. Dlatego też po prostu dość wcześnie wymeldowaliśmy się z hostelu w Kaohsiungu i ruszyliśmy na dworzec i po niecałej godzinie byliśmy już w Tainanie. Tam najpierw pozbyliśmy się naszych bagaży, po czym skierowaliśmy kroki na przystanek, skąd odjeżdżały (moje ulubione) autobusy turystyczne nr 88 i 99. Jednak dużo tych kroków nie poczyniliśmy, gdyż po chwili zaczęło padać, a zatem w tył zwrot i po kurtki z bagaży. Pan w przechowalni bagażu zapewniał, że pewnie zaraz przestanie, ale woleliśmy nie liczyć na szczęście. Ledwo się przyodzialiśmy w kurtki to przestało padać, ale spokojnie, deszcz jeszcze tego dnia nie raz wrócił.
W każdym razie gdy już w końcu dotarliśmy na przystanek i nawet się doczekaliśmy autobusu 99, którym dość szybko moglibyśmy dojechać do dzielnicy Anping  安平 (stamtąd planowałam zacząć), to niestety, autobus się popsuł i nie przyszło nam do niego wsiąść. Na szczęście ze względu na święto Qingming autobusy turystyczne kursowały według weekendowego rozkładu, czyli częściej, toteż po chwili nadjechał autobus 88. Ten autobus najpierw przejeżdża obok wszystkich zabytków w centrum Tainanu i dojazd do Anpingu zajmuje mu ponad 2 razy dłużej niż 99, ale tak to przynajmniej można było obejrzeć miasto z perspektywy autobusowej.
Szarobury Tainan z wieży w Forcie Anping (za tym żółtym budnykiem jest cmentarz)
Fort Anping
Zwiedzanie Anpingu rozpoczęliśmy od Fortu Anping 安平古堡 wzniesonego przez Holendrów w XVII wieku. Niestety, w międzyczasie mocno się rozpadało, i chodzenie wokół fortu nie należało do zbyt przyjemnych. Obejrzeliśmy zatem wystawy w środku a potem przemieściliśmy się do Drzewnego Domu 安平樹屋 i kupieckiego domu Tait & Co. Tutaj większość rzeczy do oglądania na szczęście było pod dachem. W domu kupieckim Tait & Co 原英商德記洋行 można obejrzeć figury (chyba woskowe) obrazujące historię Anpingu, aż do wygnania Holendrów przez Koxingę 鄭成功 (tak, już wycieczkowicze zdążyli zostać uświadomieni, jak ważną postacią dla Tainanu jest Koxinga).
Drzewny Dom
Koxinga spotyka się z Holendrami w domu kupieckim Tait & Co

Dawna rezydencja kaligrafa Zhu Jiuying 朱玖瑩 (przy domu kupieckim Tait & Co)
Wieża Fortu Anping
 Później przyszedł czas na jedzenie i tym razem nie było prosto paniom z obsługi wytłumaczyć, że jedna osoba nie może jeść makaronu, ryżu, panierki, glutaminianu sodu… No ale cóż, nie zawsze wszystko idzie gładko. W każdym razie, zaspokoiwszy głód udaliśmy się na przystanek autobusowy, by wrócić do centrum Tainanu i tam zrobić świątynny maraton. 
Nad kanałem
Maskotka Anpingu w swoim groźnym wydaniu
Może maraton to za duże słowo, bo wybrałam zaledwie 3 świątynie spośród 7 widzianych przeze mnie ostatnio. Zaczęliśmy jednak od wież Chikan 赤崁樓 wzniesionych na pozostałościach zbudowanego przez Holendrów Fortu Providenitia (普羅民遮城) . 
Wieże Chikan
Kamienne stelle przed wieżami Chikan
Bóstwo w jednej z wież Chikan, do którego modlą się uczniowie o zdanie egzaminów
Następnie (po przystanku na kawę i herbatę) udaliśmy się do świątyni położonej w najbliższej odległości od wież, czyli Świątyni Bogini Mazu 大天后宮. Przyznam, że miałam cichą nadzieję, że może w świątyni będą jakieś uroczystości, gdyż mniej więcej na ten czas przypadała pielgrzymka bogini Mazu po Tajwanie. Jednakże żadnych uroczystości nie było, co też nie znaczy, że świątynia była pusta.
W Świątyni Mazu
Kamień o jakiś pozytywnych właściwościach (na tyłach Świątyni Mazu)
Kolejna na trasie była Świątynia Tiantan 台灣首廟天壇 (świątynia ołtarza nieba), pierwsza świątynia na Tajwanie, a na sam koniec Świątynia Konfucjusza 孔子廟. Nawet się nie zorientowaliśmy kiedy niebo zaciągnęło się ciemnymi chmurami, ale perspektywa wielkiej ulewy nie napawała nas radością. 
W Świątyni Tiantan
W Świątyni Tiantan
Jeden z ołtarzy w Świątyni Tiantan
Budynek obserwatorium meteorologicznego (w środku mieści się muzeum)
台南氣象博物館
Budynek dawnej Akademii Sztuk Walki
Świątynia Konfucjusza, główny pawilon Dacheng 大成殿
Pawilon Minglun 眀倫堂 przy Świątyni Konfucjusza
Partyjka szachów na stopniach Świątyni Konfucjusza
 Niedługo potem się rozpadało, ale nie było tak źle, jak mogłoby się wydawać. Przyspieszyliśmy tempo zwiedzania, po czym ruszyliśmy w kierunku dworca. Po drodze zahaczyliśmy o sklep fotograficzny, gdzie przez dobre kilka minut tłumaczyłam sprzedawcy, że chcielibyśmy kupić pokrowiec przeciwdeszczowy na torbę na aparat. Okazało się, że nie to chcieliśmy kupić (a pokrowiec przeciwdeszczowy na aparat), toteż nic dziwnego, że pan przez cały czas patrzył na mnie z kompletnym niezrozumieniem.
No i mniej więcej na tym skończyła się nasza wycieczka po Tainanie. Około 18 wsiedliśmy w pociąg i po czterdziestu minutach byliśmy już w Chiayi (嘉義 wg transkrypcji pinyin Jiayi), kolejnym przystanku na naszej trasie. Tutejszy hostel, Assemble! Backpackers, prowadzony przez Vicky i Marka, okazał się być chyba najlepszym hostelem w jakim przyszło nam nocować. Ładnie urządzony, czysty, no i przede wszystkim właściciele niezwykle pomocni i troszczący się o gości (ale nie decydujący za nich, co mają robić).
Ponieważ gdy dotarliśmy na miejsce, to nie było jeszcze bardzo późno, toteż zrobiliśmy jeszcze wypad na targ nocny Wenhua 文化路夜市 oraz na dworzec, by kupić bilety na autobus do Alishan.
A na sam koniec dnia znowu złapał nas deszcz  – tym razem taki, że trzeba było wykręcać wodę z butów. Dobrze, że pokój w hostelu był wyposażony w suszarkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz