poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Z Taizhongu przez Tajpej na Peskadory

Poranek w Taizhongu był dość szybki: składał się ze wstania, umycia się i wyjścia na autobus. Założyliśmy większy zapas czasowy, gdyby autobusy jednak nie jeździły tak, jak nam się wydawało (z tymi rozkładami to nigdy nie wiadomo, a z mojego pobytu w Tainanie 台南 z Hannah mam złe doświadczenia, jeśli chodzi o czekanie na autobusy). Na szczęście obyło się bez problemów i dotarliśmy na dworzec kolei HSR na tyle wcześnie, że spokojnie zdążyliśmy się zaopatrzyć jeszcze w jakieś produkty spożywcze.O 9:39 wsiedliśmy w pociąg i pomknęliśmy do Tajpej.
Tam zabawiliśmy tylko na chwilę, w czasie której odwiedziliśmy moje mieszkanie (gdzie zrobiliśmy przepakowanie do mniejszych tobołków), zjedliśmy obiad na ulicy Nanchang 南昌路 i przejechaliśmy się metrem na lotnisko Songshan 松山機場 (co zajmuje niecałe 30 minut z przesiadkami).
W pociągu HSR relacji Taizhong Taipei
A po co my na to lotnisko jechaliśmy? A no po to, by zmienić środek lokomocji i kontynuować zwiedzanie Tajwanu drogą lotniczą. Może się zdawać, że latanie po obszarze wielkości dwóch polskich województw jest rozrywką dla bogaczy, ale Tajwan, jako jednostka administracyjna składa się z większej ilości wysp niż wyspa Tajwan, a nam się właśnie zachciało zobaczyć jakąś inną wyspę, a dotarcie tam promem to dość skomplikowana operacja. To tyle gwoli wyjaśnienia.
Naszym celem był archipelag Peskadory, nazwany tak przez Portugalczyków, od portugalskiego słowa pescadores, oznaczającego rybaków. Nazwa, pod którą funkcjonują te wyspy w języku chińskim to Penghu 澎湖. Peskadory znajdują się po zachodniej stronie Tajwanu, w Cieśninie Tajwańskiej. W skład archipelagu wchodzą 64 wyspy, do największych należą: Penghu 澎湖, gdzie znajduje się główne miasto archipelagu, czyli Magong 馬公; Baisha 白沙, Xiyu 西嶼 oraz Wang'an 望安 i Qimei 七美. Pierwsze trzy wyspy połączone są z sobą mostami, więc można się swobodnie między nimi przemieszczać, natomiast Wang'an i Qimei to już cele na dalszą wycieczkę - możliwe do osiągnięcia drogą morską lub powietrzną. Dlatego też, nie mając zbyt wiele wolnego czasu do dyspozycji, musieliśmy ograniczyć swoją wyprawę do Magong, Baisha i Xiyu.
Większość wysp wokół Tajwanu to cel nie tylko turystów ale też żołnierzy, którzy m.in. tam odbywają służbę wojskową. Wspominam o tym, gdyż od razu nam się ten fakt rzucił w oczy w strefie odlotów na lotnisku, gdzie niemal połowę oczekujących na loty stanowili młodzi ludzie w mundurach (a ponad połowa z nich miała na nosie okulary - takie nasze spostrzeżenie). Większość z nich w prawdzie wybierała się na wyspy Matsu 馬祖列島 (również rozpatrywane przeze mnie jako cel naszej wycieczki), które zaledwie od kilkunastu lat są otwarte dla turystów (od 1994 roku), gdyż wcześniej służyły za bazę wojskową (ze względu na swoje położenie geograficzne), ale znaleźli się też tacy młodzieńcy, którzy lecieli razem z nami na Penghu. Okazało się, że tamtejsze lotnisko również jest obiektem wojskowym i nie wolno robić tam żadnych zdjęć - pozostaje więc tylko zapamiętać wojskowych robiących przebieżkę wzdłuż płotu lotniska (po wewnętrznej stronie).
Na małym lotnisku Songshan
Płyta lotniska Songshan a w tle pasmo górskie Yangmingshan
Peskadory witają
Około 16:30, po godzinnym locie, dotarliśmy na wspomniane lotnisko w Magong, gdzie już czekał na nas pan z hostelu Jack's Family . Wpakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy do hostelu. Podróż nie trwała długo i już po paru chwilach wysiadaliśmy przed niepozornym trzypiętrowym blokiem, gdzie mieliśmy nocować. Pani w recepcji postanowiła zamienić nam pokój w stylu japońskim, który zarezerwowałam, na pokój w stylu europejskim, twierdząc, że ten drugi jest większy - i cóż z tego, skoro w japońskim były cztery pojedyncze łóżka, a w europejskim dwa podwójne, a może nie każdy zaraz chce spać na podwójnym łóżku. Na całe szczęście, łóżka były wystarczająco duże, by odnieść pozorne wrażenie, że śpi się na "jedynce". I w sumie pokój rzeczywiście był spory, i miał telewizor! Jednak teraz nie interesowało nas co miał, a czego nie miał, gdyż chcieliśmy tylko zostawić niepotrzebne rzeczy i ruszać na zwiady okolicy.

Wycieczkę po Peskadorach zaplanował Ad, więc mogłam się wyluzować i tylko służyć pomocą przy ewentualnym odczytywaniu nazw i szukaniu jedzenia. Zaczęliśmy od miejsc położonych najbliżej naszego hostelu, czyli niewielkiej świątyni Wusheng 武聖廟 wzniesionej w 1684 roku (tak, na Peskadorach jest sporo starych budowli). Głównym bóstwem czczonym w tej świątyni jest Wusheng Guangong 武聖關公, a to po prostu jedno z imion pod jakimi funkcjonuje Guanyu 關羽 - generał z okresu Trzech Królestw, który został deifikowany i teraz czczony jest między innymi jako bóg pieniędzy.
Świątynia Wusheng

Jedna z ozdób na ścianach świątyni Wusheng
Po krótkiej wizycie w świątyni ruszyliśmy w stronę centrum miasta Magong celem znalezienia wypożyczalni samochodów. Postanowiliśmy bowiem ułatwić sobie trochę zwiedzanie i stworzyć możliwość zobaczenia w ciągu niecałych dwóch dni (a godzinowo, to właściwie jednego) jak najwięcej rzeczy, gdyż poleganie na komunikacji miejskiej czy na własnych nogach mogłoby dać rozczarowujący efekt. Nie mieliśmy żadnych problemów z wypożyczeniem małego Nissana March, wystarczyło potwierdzenie "Tak, ten pan potrafi jeździć samochodem, jeździ codziennie do pracy" oraz machnięcie międzynarodowym prawem jazdy (które nawet nie zostało otworzone przez właścicieli wypożyczalni) i zostały nam wręczone kluczyki. Jeszcze tylko pokazanie jak co działa w samochodzie i już, za około 150 zł mamy samochód na 24 godziny.
Uliczki Magong
Interesująca instalacja a za nią w tle Obelisk Wolności 自由塔
a i kościół się znajdzie
Jak nad morzem to sklepy z muszelkami muszą być
Zabudowa Magong
Wypożyczony przez nas Nissan March
Pozostawiliśmy wóz jeszcze chwilę na parkingu, żeby jeszcze coś zjeść i podejść do świątyni Boga Miasta 城隍廟, obok której był zaparkowany. Świątynia ta również została wzniesiona w 1684 roku (za czasów panowania cesarza Kangxi 康熙), jednak w innym miejscu wyspy i na obecnym miejscu została wzniesiona dopiero w 1778 roku. Powodem było zbyt mało miejsca dla wiernych w poprzedniej lokalizacji. Świątynia nie stała sobie w tym miejscu spokojnie aż do dzisiejszych czasów, ucierpiała w wyniku pożaru w czasie wojny chińsko-francuskiej (1884 - 1885), ale na szczęście ją odbudowano, później odnowiono i dzięki temu można ją teraz podziwiać. A warto wejść do środka, by zobaczyć interesujące posągi bogów oraz precyzyjnie zrobione statki zrobione z pieniędzy dla zmarłych, przeznaczone do spalenia. Można taki statek kupić, ale nie jest wskazane, by go traktować jako pamiątkę i wynosić z świątyni.
W świątyni Boga Miasta
"Jedz ta pomarańcza!" - w świątyni Boga Miasta
To bóstwo chyba samo chce zjeść pomarańczę
Strażnicy piekieł (chyba)
Papierowe statki
Więcej papierowych statków w świątyni Boga Miasta
A to bóstwo ma nieodgadnione zdanie na temat pomarańczy
Po wizycie w świątyni przekąsiliśmy coś w pobliskiej restauracji, a potem wsiedliśmy do wozu i w drogę. Ale nie jakoś daleko - takie wycieczki odłożyliśmy na kolejny dzień, zważywszy na to, że już od jakiegoś czasu panowały ciemności. Zaparkowaliśmy samochód w okolicach portu i stamtąd ruszyliśmy na starą uliczkę Zhongyang 中央街, która jest najstarszą ulicą handlową na Peskadorach. Jedną z atrakcji jest czterootworowa studnia 四眼井 lub studnia czterech oczu - nazwa wzięła się z faktu, że studnia ma cztery otwory. Nie wiadomo, kiedy dokładnie została zbudowana, ale ludzie korzystają z niej do dziś. Niedaleko ulicy Zhongyang znajduje się też najstarsza na całym Tajwanie świątynia bogini Matsu, świątynia Tianhou 天后宮, wzniesiona jeszcze zanim Holendrzy przybyli na Tajwan w 1604 roku. Badacze szacują wiek świątyni na ok. 700 lat. Niestety nie mieliśmy okazji jej obejrzeć od środka, ponieważ właśnie trwały prace renowacyjne.
Rzeźba wraz z pierwowzorem (być może)
Stara uliczka Zhongyang
Dom w okolicach ulicy Zhongyang
Kolejny przykład zabudowy Magong
Studnia czterootworowa
Jeszcze raz stara uliczka Zhongyang, tym razem z turystami
i bez turystów
Świątynia Tianhou w remoncie
Ekran ochronny przed świątynią Tianhou
Przewodnik Ad pokazał nam jeszcze budynek dawnej poczty Magong 馬公老郵局 (który, jak teraz sprawdzam jednak okazał się jakimś policyjnym muzeum 警察文物館) oraz pozostałości po zamku Magong 馬宮城 (zwanego też zamkiem Penghu) zbudowanego w 1885 roku, czyli bramę Shuncheng 順承門 i fragment murów. Nie do końca byliśmy pewni, czy można jechać samochodem wzdłuż murów, albo czy jest to dwukierunkowa ulica (dość wąsko tam jest), ale mimo wszystko zaryzykowaliśmy i przejechaliśmy pod bramą w kierunku północnym, by zobaczyć zamkniętą już o tak późnej porze świątynię bogini Guanyin 觀音亭 (jak już się pewnie domyślacie, zbudowaną dość dawno, bo w 1696 roku) oraz tęczowy most Xiying 西瀛虹橋 - a ten już nie wyglądał na jakiś stary. Szkoda, że świątynia była zamknięta, ponieważ z informacji przed nią przeczytałam, że w środku można otrzymać "karty życzeń".

Budynek policyjnego muzeum

Drzewne koty
Anonimowa świątynia w Magong
Brama Shuncheng
Rezydencja w stylu japońskim
Mur dawnego zamku
Wzdłuż muru dawnego zamku
Świątynia Guanyin
Most Xiying
 To był nasz ostatni punkt wycieczkowy tego dnia, wsiedliśmy więc do naszego białego wozu i już bez zbędnego zatrzymywania się pojechaliśmy do hostelu. Późnym wieczorem część wycieczki wybrała się jeszcze na poszukiwania środków przeciwbólowych, by pozbyć się bólu zęba, jednakże okazało się, że 7 Eleven nie posiada w swojej ofercie środków przeciwbólowych (ale to nie przestaje go czynić sklepem idealnym, ponieważ takie jest po prostu prawo na Tajwanie, że sklepy tego typu nie mogą prowadzić sprzedaży leków). Cierpiący delikwent musiał więc niestety się pomęczyć do rana, bo dopiero wtedy apteki/ lekarze będą otwarte. Panowie w Sevenie byli jednak na tyle mili, że nas poinformowali, gdzie mamy się udać z samego rana.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz