Polskie smaki na tajwańskim "chlebie" |
Pokój w walizkach, między którymi zmieściły się jeszcze 4 osoby (no dobra, to trochę naciągane, żeby tak powiedzieć, bo jedna osoba musiała siedzieć w drzwiach, a jedna na łóżku) |
I za bramkę |
Jeśli mam ze swojej perspektywy podsumować wycieczkę, to nieźle pogoniłam moją małą grupę turystyczną, ale udało się zrealizować niemal cały plan. Wniosek: 5 dni to trochę za mało na okrążenie wyspy z tyloma przystankami, ale podkręcając mocno obroty jest to możliwe. Miejsca, do których nie udało się dotrzeć w dalszym ciągu są w moim zasięgu, także pozostała część wycieczki będzie musiała się zadowolić moimi relacjami stamtąd.
Podróże po Tajwanie naprawdę są przyjemne i nieskomplikowane. Wiadomo, że zupełnie nie znając chińskiego może nie wszędzie się dotrze bez problemów, ale angielski dużo daje. Zwłaszcza, gdy się nocuje w hostelach – tam przeważnie obsługa mówi bardzo dobrze po angielsku i chętnie udziela wskazówek, jak dotrzeć do atrakcji turystycznych. Poza tym Tajwan to dla mnie raj ulotkowy. Chodzi mi oczywiście o ulotki z informacjami turystycznymi, a nie ze sklepów, tych nie ma znowu aż tak dużo. Niemal zawsze można znaleźć ulotkę po angielsku, a często też po japońsku (jakby kogoś interesowało).
To taka reklama Tajwanu, jakby ktoś jeszcze chciał przyjechać
Postaram się wkrótce uzupełnić bloga o relacje i zdjęcia z wycieczki, ale pozwólcie, że najpierw nadrobię pewne zaległości szkolne i towarzyskie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz