środa, 3 kwietnia 2013

Szybko przez Taroko by odmienić przeznacznie

To miał być najbardziej wyczerpujący dzień w czasie całej naszej wyprawy, ale szczęśliwy bieg wydarzeń pozwolił to zmienić. No ale po kolei.
Wstaliśmy dość wcześnie, by pierwszym kursem autobusu turystycznego udać się do Tianxiang 天祥, końcowego przystanku na trasie po wąwozie Taroko 太魯閣, a jednocześnie miejscowości, w której nocowałam, gdy byłam tu ostatnim razem (dla przypomnienia: Taroko w listopadzie). Razem z nami na przystanku czekały jeszcze 3 osoby. Raz po raz w kierunku wąwozu sunął autobus wycieczkowy, ale mimo wszystko mieliśmy nadzieję, że nie będzie zbyt wielu chętnych na zwiedzanie Taroko. Nadzieja matką głupich i jak przyjechał niewielki busik wypełniony po brzegi ludźmi, zwątpiliśmy, czy damy radę do niego wsiąść. 
Widok z przystanku
Jednak dobra wola wszystkich wewnątrz i wymuszona potrzeba bliskości sprawiły, że siedem osób (czyli my i pozostali czekający) dało radę się jeszcze wcisnąć do pojazdu. Okazało się, że większość pasażerów nie jedzie do samego końca, tak jak my i właściwie po dwóch przystankach już mogliśmy nawet usiąść. Gdy już dotarliśmy do końcowego przystanku, zdecydowałam, że przejdziemy kilkoma krótkimi szlakami, a nie będziemy się porywać na niektóre ze zwiedzonych przeze mnie poprzednio, a to dlatego, że będąc zależnym od rozkładu jazdy autobusu, lepiej jest za bardzo nie kombinować z trasami.
W okolicach Tianxiang

Zaczęliśmy od krótkiej wspinaczki po schodach do pagody Tianfeng 天峰塔, posągu bogini Guanyin oraz świątyni buddyjskiej Xiangde 祥德寺. Nie mieliśmy szansy zobaczyć największego na świecie posągu boddhisatwy Ksitigarbhy (po chińsku jego imię brzmi 地藏菩薩 “Skarb ziemi”, a w Japonii jest znany jako Jizo), gdyż był akurat w renowacji i w całości zasłonięto go rusztowaniem. Trudno uznać ten pierwszy spacer za wielką wyprawę, gdyż całość zajęła nam tam i z powrotem około 40 minut.
Kamyczkowy Koj
U stóp świątyni Xiangde
Świątynia Xiangde
Świątynia Xiangde i zakryty bodhisatwa Ksitigarbha (po lewej)
Posąg bogini Guanyin w okolicach świątyni Xiangde
Most Pudu 普渡
 Ponieważ rozminęliśmy się z autobusem, a poza tym odległość do kolejnego przystanku nie była wielka, dlatego też przeszliśmy pieszo wzdłuż głównej drogi do Lüshui 綠水, gdzie znajdowało się małe centrum wypoczynkowe, restauracja i wystawa poświęcona budowie centralnej drogi. Po krótkiej przerwie na owocową konsumpcję, ruszyliśmy na znany mi już szlak Lüshui 綠水步道 prowadzący do pola kempingowego Heliu 合流. Jak już pisałam ostatnim razem, to krótki i przyjemny szlak wśród drzew. Na trasie nie spotkaliśmy żadnych grup wycieczkowych, właściwie poza nami była tam tylko jedna para turystów. Spotkaliśmy za to deszcz, niewielki, bo niewielki, a do tego mieliśmy osłonę w postaci drzew, a jednak zdołał trochę napsocić. W jaki sposób? Otóż w pewnym momencie uświadomiłam sobie, że prosto opadające i luźne nogawki moich nowych spodni trochę mnie uciskają… spoglądam na spodnie, a tu się okazuje, że się całe pomarszczyły i skurczyły w łydce! Myślę: “ok, ciekawa sprawa… wyschną, to się rozprostują”. Jednakże wcale tak się nie stało i moje spodnie na zawsze zmieniły swój wygląd! (więcej na ten temat w napisanej już przyszłości).
Tarocka (taroczana? tarokowa?) koza
Rzeka Liwu a w tle Tianxiang
Na szlaku Lüshui
Gdzieś w drodze po Taroko
Do następnego szlaku przedostaliśmy się już autobusem, po drodze przespacerowawszy się po wiszącym moście przy pawilonie Yuefei 岳王亭. Zgodnie z tym, co mi przekazano, autobus zatrzymywał się także poza przystankami jeżeli się ładnie pomachało, dlatego też nie szukaliśmy specjalnie przystanku, tylko szliśmy przed siebie, raz po raz sprawdzając, czy nie najeżdża bus.
Tak jak w listopadzie, tak i teraz tunel Dziewięciu Zakrętów 九曲洞步道 był zamknięty, więc nawet przy nim nie wysiadaliśmy, tylko pojechaliśmy prosto do Groty Jaskółki 燕子口步道. Tu znowu złapał nas niewielki deszcz, ale tym razem mieliśmy skalne osłony. Nie spieszyliśmy się przemierzając ten szlak, toteż gdy przyszło zawracać pogoniłam rodzinę sugerując, że możemy nie zdążyć na autobus. Zdążyliśmy i pojechaliśmy do ostatniego punktu wizyty, czyli Świątyni Changchun 長春祠 (Świątyni Wiecznego Źródła), poświęconej wszystkim robotnikom, którzy zginęli w trakcie budowy centralnej drogi. Zamiast podejść pod samą świątynię, zdecydowaliśmy, że robimy przerwę na jedzenie i zadowolimy się podziwianiem świątyni z tarasu po drugiej stronie rzeki (szczerze mówiąc, z tego miejsca prezentuje się najładniej).
Wiszący most przy pawilonie Yuefeia
Grota Jaskółki
Fragment dawnej drogi
Droga centralna wiodąca przez Taroko (wszystkim budującym tę drogę należy się szacunek)
Tunele w Taroko
Świątynia Changchun
Świątynia Changuang 禪光寺
Tunel prowadzący do świątyni Changchun
Most, prawdopodobnie na szlaku Shakadang 砂卡礑步道

Dość szybko zwiedziliśmy Taroko, a to dlatego, że mieliśmy w planach próbę dotarcia do Hualian 花蓮 wcześniej niż początkowo zakładaliśmy, a to po to, by odmienić nasze pociągowe przeznaczenie. A o tym przeznaczeniu za moment…
W każdym razie spod okolic Świątyni Changchun przeszliśmy już pieszo do naszego hostelu – okazało się to być dość blisko, a tak to musielibyśmy czekać na autobus, a później prosić kierowcę, by na nas poczekał, gdy my podskoczymy do hostelu po bagaże. Nasze poranne doświadczenie sprawiło, że właściwie zwątpiliśmy w wykonalność tego pomysłu. Jeśli będzie w autobusie podobna ilość osób jak o poranku, to wejście tam z naszymi bagażami będzie graniczyć z cudem. A jak nie autobusem, to jak? No oczywiście taksówką. Mieliśmy szczęście, że gdy przyszliśmy do hostelu i poprosiliśmy pracującą tam panią o pomoc w zamówieniu taksówki, to okazało się, że pani obok niej, z którą właśnie sobie rozmawiała, zajmuje się prywatnym przewozem osób i chętnie nas zawiezie. Także w komfortowych warunkach około godziny 15:40 dotarliśmy pod dworzec kolejowy w Hualian.
Rzeka Liwu
Brama Taroko
Przydrożny motor
A tam bieg do informacji, by wskórać coś w sprawie naszych biletów do Kaohsiungu 高雄. Pamiętacie może, jak z trudem nabyłam bilety bez miejscówki na zajmującą ponad 5 godzin trasę z Hualian do Kaohsiungu? Pociąg odjeżdżał o 17:55, także na miejscu będziemy o po 23. Otóż stwierdziliśmy, że stanie w pociągu przez tak długi czas do tak późnej godziny po tym maratonie po Taroko nie bardzo nam się uśmiecha  i jeśli już mamy stać, to może spróbujemy zamienić bilety na pociąg jadący wcześniej (na który też nie było miejsc siedzących, gdy kupowałam bilety), żeby przynajmniej szybciej dotrzeć do hostelu w Kaohsiungu. Stąd właśnie był ten nasz pośpiech przez Taroko.
Na dworcu ujrzeliśmy ogromną kolejkę do kas, ale jako obcokrajowcy zaczęliśmy swoją misję od informacji turystycznej. Tam pani mnie poinformowała, że mogę zamienić bilety i wskazała okienko, do którego mam się udać i przy którym nie stało wiele osób. Gdy przyszła kolej na mnie, przedstawiłam panu z kasy biletowej sytuację. Pan sprawdził, co trzeba i powiedział, że nie ma miejsc siedzących na ten wcześniejszy pociąg, na co ja, że na późniejszy też nie mamy miejsc, więc nam to obojętne, coś tam jeszcze posprawdzał, powiedział coś, co nie do końca zrozumiałam i zapytał, czy zamienić? Ja jak to ja, nie wiem co, ale mówię: “tak, zamienić”. Pan zabrał moje bilety, podał mi 4 nowe, a do tego nie chciał ode mnie żadnych pieniędzy (a jest opłata za zwrot biletów).  Dopiero jak odeszłam od okienka to spojrzałam na bilety (klasyczny błąd konsumenta ;P) i patrzę, że to są bilety na 17:55, ale zaraz, zaraz… to są bilety z miejscami siedzącymi! A więc zwycięstwo!
Skoro więc czekała nas podróż w pozycji siedzącej, to mogliśmy jeszcze trochę się pokręcić po Hualian. Podobnie jak poprzednim razem, tak i tym razem miasto nie zrobiło na mnie powalającego wrażenia, ale przynajmniej miałam szansę zobaczyć inną jego część niż w listopadzie.
A ku ku!
Park nad rzeką w Hualian
W pociągu okazało się, że mieliśmy ogromne szczęście z tymi biletami, ponieważ wiele osób musiało stać przez większą część trasy. W czasie tej pięciogodzinnej podróży przekroczyliśmy Zwrotnik Raka i pożegnaliśmy wschodnie wybrzeże Tajwanu.A jeszcze przed północą rozkładaliśmy manatki w bardzo przyjemnym hostelu niedaleko dworca w Kaohsiung, Old Taiwan Liuhe Hostel (polecamy!).
Przydrożna maszyna z wodą

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz