piątek, 18 września 2009

Odcinek Badaling








Hurra, to już piątek. Zajęcia minęły bez żadnego wow, pozostała część dnia także. Dopiero wieczorem będziemy uskuteczniać tzw. Fraturday, słowo wymyślone przez przypadek przez Bogusię, będące złożeniem angielskiego Friday i Saturday (Piątek i Sobota). W praktyce, idziemy na miasto, bo wrota akademika otwarte będą do 24.
W każdym razie wracam do Pekinu. Temat na dziś: Mur Chiński, 万里长城 wanli changcheng, tzn. mur 10 tysięcy li (li to chińska jednostka miary, ok. 0,5 km). 10 tysięcy li oznacza tutaj raczej nieskończoność, a nie faktyczną długość. Według najnowszych badań Mur Chiński ma 8852 km, gdzie 6260 km to mur wzniesiony ludzką ręką, 2233 km to naturalne bariery (rzeki i wzgórza), a 360 km - rów. Dane te uwzględniają rozgałęzienia, bo sama główna nitka ma ok. 2400 km. Mur nie został wzniesiony za panowania jednego cesarza, ani nawet jednej dynastii. Chińczycy zaczęli wznosić pierwsze jego framgmenty już w V w. p.n.e. Była to inicjatywa poszczególnych grup ludności, a nie jakiś odgórny rozkaz (Chiny nie były wtedy zjednoczone). Dopiero za panowania pierwszego cesarza, Qin Shi Huangdi 秦始皇第, zaczęto budować mur jako jednolitą strukturę. Budowa pochłonęła miliony ofiar. Kolejne dynastie rozbudowywały i naprawiały mur, trwało to aż do dynastii Ming(XIV-XVI w.). Dynastia Qing nie interesowała się spejalnie murem, być może dlatego, że była to dynastia mandżurska.
Mur służył nie tylko obronie, ale też jako droga transportu wojsk i system ostrzegania.
Najpularniejszym i najwcześniej udostępnionym odcinkiem Muru Chińskiego zwiedzanym przez turystów z Pekinu jest Badaling 八达岭. Został zbudowany w XV wieku, czyli za panowania dynastii Ming (chyba wrzucę rozpiskę panowania dynastii :P). Od wejścia można póść w lewo (północ) lub prawo (południe). Większość turystów kieruje się w stronę 5 kół olimpijskich i wielkiego hasła "One World One Dream", czyli na południe. My oczywiście idziemy w drugą stronę. Nie jest aż tak tłoczno, jak się spodziewałyśmy. Za to momentami jest stromo i z przerażeniem obserwujemy jak dzieci przeróżnych narodowości zbiegają na zabój po schodach... Pogoda bardzo nam sprzyja, słońce gdzieś się schowało (tzn. nie tylko za smogiem :P). Robimy sobie przerwę na mały pikinik i wyciągamy nasze chińskie przysmaki, w tym kulki osmantusowe - nie mamy pojęcia, jak to się je, ale zrezygnowałyśmy z poczęstowania jakiegoś Chińczyka, żeby się przekonać, co zrobi.
Chciałyśmy jeszcze pojechać do Grobowców Mingów, ale niestety, nie wyrobiłyśmy się z czasem. Dlatego zdecydowałyśmy się zobaczyć muzeum Wielkiego Muru. Można tam między innymi obejrzeć zdjęcia innych, mniej odpicowanych odcinków tej wielkiej budowli, i to robi wrażenie.
Jeszcze taka ciekawostka z próby samodzielnego dotarcia na Wielki Mur. Oczywiście, prawie każdy hotel pomaga zorganizować albo organizuje taki wypad. Jednak nie jest to na naszą studencką kieszeń, a poza tym, nie po to się uczymy chińskiego, żeby nie próbować o własnych siłach. Idziemy na miejsce postoju autobusów odjeżdżających na Mur Chiński. Wszystkie mają ten sam numer. Podchodzimy do pierwszego, i pytamy, czy jedzie na Mur Chiński. "Nie, idźcie kawałek dalej". No to idziemy, jeden pan nas nagabuje, coś tłumaczy, ale mówi bardzo niewyraźnie jednak sprawia nieprzyjemne wrażenie. Przychodzi kolejny, schludnie ubrany i mówi, że reperują drogę i autobusem nie pojedziemy, że możemy wziąć taksówkę. Za ile ta frajda? 170 yuanów, czy jakoś tak, w każdym razie dziękujemy pięknie. Zastanawiamy się tylko, dlaczego autobus nie może jechać, a taksówka tak. Idziemy dalej. Następny autobus. Czy jedzie do Badaling? Jedzie! Za ile? Za 16 yuanów. No, i tak się możemy bawić. Prawie godzinka autobusem, żadnego remontu po drodze i jesteśmy na miejscu! Ukoronowaniem jest wypatrzona przez Anię zniżka studencka, o której informują tylko po chińsku. Osiągamy pełnię szczęścia i dlatego już w drodze powrotnej zahaczamy o Starbucksa (jest tak pusto, że można by tu przychodzić, gdyby się miało dość wszystkiego). Kawa nie powala nas swoim smakiem, ale miło jest tak posiedzieć w zachodnim lokalu...
Tak mi się jakoś urwało. W każdym razie wycieczka przyjemna, ale jestem ciekawa innych odcinków Muru. Może następnym razem.

4 komentarze:

  1. Te schodki na fotkach wygladaja zadziwiajaco rowno i przyjaznie... Pamietamy je nieco inaczej ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. 360 km Muru stanowi rów? Coś mi tu nie pasuje do definicji muru :)
    I coś ciekawy zbieg okoliczności, że akurat osoba działająca w branży taksówkarskiej (czyli, jakby nie było, konkurencja dla autobusów) wiedziała o "remoncie" ;). Ciekawe, czy jakby autobusistę zapytać o taksówki, to też by nagle okazało się, że jest remont i taksówki nie jeżdżą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do schodków, to po prostu takie miejsce wybrałyśmy. Na tych stromych ciężko byłoby robić piknik :P.
    Nie wiem, czy kierowca autobusu powiedziałby, że jest remontowana droga dla taksówek :P, tak poza tym, w niektórych miejscach obcokrajowiec w autobusie nie jest mile widziany (przecież śpi na pieniądzach, czemu nie jedzie taksówką).
    Ten rów to znalazłam na Wikipedii, ale ze zdjęć w muzeum Muru Chińskiego wynika, że to może być rów po istniejącym tam murze. A zwróciłeś uwagę na zdjęcie specjalnie dla Ciebie, czyli dachówki, a właściwie to coś, co wieńczy dach?

    OdpowiedzUsuń
  4. Zwróciłem uwagę. W Japonii mieli nieco prostsze symbole jak mnie pamięć nie myli.
    Figurek na dachach też dają więcej. No, chyba że Zakazane Miasto jest pod tym względem wyjątkiem i tylko dam dają całą serię zwierzaków.

    Hmmm... chyba jednak będę dawać komentarze z poziomu.

    OdpowiedzUsuń