piątek, 25 września 2009

Zakupy koreańskie






Zwariowany ten piątek. Najpierw zajęcia (na nich nic zwariowanego nie było, w przerwach walczyłam o otworzenie grupy kulinarnej). Później szybki obiad (baozi 饱子 z mięsem i warzywami), i wyjście na wielką imprezę powitalną dla nowych studentów zagranicznych (rozpoczynającą się o 14.00). Wydarzenie miało miejsce na trzecim piętrze w hotelu oddalonym o kilka przystanków od uniwersytetu. Dotarliśmy do dużej sali bankietowej, cała zastawiona stołami, przy których siedzieli przeważnie Koreańczycy, a po prawej stronie mieściła się scena. Usiedliśmy grzecznie przy pierwszym wolnym stole (oczywiście, że przy scenie:P), i rozpoczęliśmy konsumpcję przekąsek oraz analizę programu imprezy. Z przerażeniem stwierdziliśmy, że zaplanowano jakieś gry, a co gorsza, nie umieliśmy wywnioskować z nazw, jak mogą wyglądać. Gospodarze wieczoru, dwóch koreańskich młodzieńców, rozpoczęli imprezę mówiąc po koreańsku (tłumaczone na angielski), praktycznie zero chińskiego! Rada studencka składa się w 100% z Koreańczyków, a impreza została przez nich zorganizowana, no a poza tym duża część obecnych na sali Koreańczyków nie mówiła po angielsku (po chińsku też słabo). Jednakże tłumacz pomijał sporo wypowiedzi, a we wszelkich konkursach i zabawach(gdzie można było wygrać cenne nagrody) rozmawiali po koreańsku (większość zawodników z Korei). O, jak już mowa o zabawach, to o ile zaczęło się kulturalnie, od quizu, to dalej było już tylko gorzej :P. Napiszę tylko, że koleżanka z Anglii kupiła sobie za 20 yuanów koreańskiego niewolnika na 24 godziny. Chłopak był straszliwie zestresowany, że wpadł w ręce Europejek i niepocieszony, że tylko za tyle go wylicytowano, bo Amerykanin poszedł za ponad 100 yuanów (chociaż nic nie zaprezentował, w przeciwieństwie do Koreańczyka, który zaśpiewał i to nieźle). Zastanawiałam się, co skłaniało kandydatów do bycia licytowanym do wzięcia udziału. Później się okazało, że dostają połowę wylicytowanych pieniędzy... To chłopak zarobił! 10 yuanów! Zje za to placka z warzywami, 3 mięska na patyku i popije piwem Tsing Tao 0,33!
Wieczorem znowu Fraturday (to mnie wykończy :P). W zeszłym tygodniu byłam niepocieszona kwotami, jakie się wydaje w barach chińskich, więc tym razem zaplanowałam budżet na wieczór i pięknie się go trzymałam, no prawie. Plan był idealny, ale zepsuł go mały szczegół. Poszliśmy wcześniej w pięć osób na jiaozi 饺子(pierożki chińskie), zamówiliśmy dwa talerze pierogów i napoje (cola, herbata, 2 soki, chińskie piciu). Z cen pierogów wynikało, że nie będzie drogie, ok 60 yuanów za wszystko. Ogromnie się zdziwiliśmy, jak dostaliśmy rachunek na 120 yuanów. No tak... nie było cennika napojów: sok - 25 yuanów, herbata - 20, cola - 5, chińskie - 10. Ech......
Zdjęcia z Qingdao (m.in. widoki z akademika) i płyta mojego ulubionego zespołu z Finlandii :P

2 komentarze:

  1. Herbata droższa od coli? Kto to widział?! No, chyba że to chińska cola.
    Ville wyrzucił Gasa z zespołu? No to długiego żywota tej kapeli nie wróżę.
    A jakby nie jeden czy dwa chińskie napisy na pierwszym zdjęciu, to nie uwierzyłbym, że to nie jakieś polskie miasto. Zacne góry macie w okolicy.

    OdpowiedzUsuń
  2. He, he, nie wyrzucił, tylko odchudził :P
    Te góry(Fushan 浮山) to dokładnie widok z mojego okna, a ciemnoczerwone bloki-z balkonu (nie w pokoju :P). Ale oba zdjęcia zostały zrobione z balkonu na najwyższym, 6 piętrze, bo ja mieszkam na 1 i poza górami widać drzewo i kable, a zatem średnio estetycznie (szczególnie drzewo, fuj!)...

    OdpowiedzUsuń