Odliczanie do koncertu trwa. Z rana pożyczyłam piękne chińskie wdzianko od Kasi, przynajmniej się będę jakoś prezentować. Po południu zaś na korytarzu zawisł mój nowy plakat obwieszczający termin koncertu, a wieczorem zostało utworzone wydarzenie na Facebooku. Miałam też dziś dodatkową próbę guzhengową, z trzech utworów, jakie mam grać do spółki z innymi osobami, jeden wyszedł mi całkiem nieźle, drugi tak sobie, a trzeci fatalnie. Dobrze, że jeszcze jutro mam jedne zajęcia.
Natomiast późnym popołudniem spotkałam się z Jyunyi, który wrócił na miesiąc na Tajwan. Razem poszliśmy do jego wujka - tydzień temu potrącił go samochód i teraz jest zmuszony siedzieć w domu ze skręconą nogą. Wujek pokazał nam swoje kaligrafie, które napisał dziesięć lat temu. Szacun!
A już na koniec dnia nieurodzinowe karaoke (tak je nazwała Suzanna). W repertuarze m.in. Nine Inch Nails... jakoś dziwnie "śpiewać" NIN w karaoke, ale niech będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz