Ostrzegam: długi wpis!
Pora wyruszyć poza miasto! Ostatni raz byłam w terenie pozatajpejskim z rodziną, czyli ponad miesiąc temu, a przecież były takie tygodnie, że co tydzień gdzieś się wybieraliśmy ze znajomymi. No ale winę należy zrzucić głównie na pogodę. Weekendy ostatnimi czasy jakieś takie deszczowe. Teraz jednak już nie tylko weekendy są deszczowe, więc stwierdziliśmy, że nie pogoda (o ile nie tragiczna) nie będzie argumentem decydującym o wyprawie.
Cel podróży został wybrany w oparciu o reklamę prowincji Taoyuan w magazynie turystycznym "Travel in TAIWAN" (dostępnym za darmo w... biurze informacji turystycznej). Padło na wodospad Xiao Wulai 小烏來瀑布 (Wodospad Małe Wulai) znajdujący się w gminie (przekładając nazewnictwo na znane z polskiego podziału administracyjnego) Fuxing 復興. To miał być główny cel, ale dodatkowo chcieliśmy też zobaczyć dość intrygujący park rzeźb (o którym więcej w dalszej części opisu) oraz starą uliczkę w mieście Daxi 大溪.
Próbowałam się zorientować w internecie, jak dojechać do celu, udało mi się tylko znaleźć pewne ogólne wskazówki i stwierdziłam, że to wystarczy i damy sobie radę. Według tych wskazówek dobrym pomysłem było pojechanie pociągiem do miejscowości Zhongli 中壢 , a stamtąd miał odjeżdżać autobus turystyczny do Daxi. Poza tym internet sugerował, że w Zhongli powinny być też autobusy bezpośrednio do wodospadu. Rzeczywistość okazała się inna od tego, co być powinno.
Zacznę od tego, że wszyscy uczestnicy wycieczki, czyli Hannah, Reinhard i ja, byli już przynajmniej rok w Chinach i opuściwszy dworzec kolejowy w Zhongli, poczuli się jakby tam wrócili. Zamęt komunikacyjny, ludzie nadchodzący z każdej strony, śmiałe próby przejścia na drugą stronę ulicy, dość brudne chodniki. Ale trzeba się znaleźć w tym chaosie! Poszliśmy w kierunku, gdzie dostrzegliśmy zatrzymujący się autobus. Okazało się, że był to mini dworzec, z którego autobusy odjeżdżały w dalsze okolice Tajwanu a nie do Xiao Wulai, ale pani w okienku na szczęście nie pozbawiła nas nadziei i skierowała w inne miejsce, gdzie mieliśmy znaleźć interesujący nas autobus. Poszliśmy we wskazanym kierunku i już wkrótce znaleźliśmy się na dużo większym dworcu autobusowym. Zdecydowaliśmy, że nawet nie będziemy tracić czasu próbując się samemu zorientować, co i jak, tylko od razu zapytamy w kasie. I cóż, okazało się, że jest jeszcze jeden dworzec, zaraz obok, i to tam mamy iść. No to poszliśmy. A tam w końcu natrafiliśmy na dobry trop. Ale nie za dobry. Okazało się bowiem, że są dwie linie autobusów turystycznych (o czym nie było mowy na stronie internetowej) i jedna jedzie do wodospadu, ale startuje z innego miasta (Taoyuan 桃園) i nie przejeżdża przez Zhongli, a druga, przejeżdża przez Zhongli, ale kończy bieg w Cihu 慈湖. W związku z tym nie obejdzie się bez przesiadki. Tyle dobrze, że Cihu należało do kilku wspólnych przystanków dla obu linii. Niepocieszeni, zakupiliśmy karnet autobusowy za 100 NTD, uprawniający do nieograniczonej liczby przejazdów danego dnia (sądziliśmy, że obowiązuje na obie linie) i po paru minutach wsiedliśmy do autobusu 501, którym w ciągu godziny dojechaliśmy do Daxi (to też był jeden ze wspólnych przystanków dla obu linii).
|
Zdezorientowani na dworcu autobusowym w Zhongli |
|
Zhongli (wprawdzie wieczorem,ale chaos widać) |
|
W drodze |
Tam w oczekiwaniu na autobus 502 poszliśmy do 7 Eleven, by wspomóc proces budzenia się przy pomocy kawy. Gdy już nadjechała wyczekiwana przez nas 502, dowiedzieliśmy się od kierowcy, że chcemy jechać do Cihu, i nie musieliśmy czekać na ten autobus - innymi słowy, tak kierowca zareagował na nasze karnety autobusowe. Okazało się, że karnet obowiązuje tylko na linię 501. I trochę nam zajęło wyjaśnienie kierowcy, że my chcemy jechać do wodospadu Xiao Wulai, i wygląda na to, że po prostu kupiliśmy złe bilety, i nie należy nas przekonywać, że chcemy jechać gdzie indziej tylko dlatego, że mamy to napisane na bilecie (kierowca dał się przekonać, ale jedna pasażerka do końca nie dowierzała).
Po niecałej godzinie dotarliśmy w końcu na miejsce! Było już po 12, a wyruszyliśmy z Tajpej o 8:46, dodam, że Xiao Wulai jest oddalone od Tajpej o około 70 km i droga nie wiedzie przez wąskie, górskie szlaki. Wodospad mignął nam już z autobusu i wiedzieliśmy, że warto było się tłuc tyle czasu. Główna atrakcja, dla której tu przyjechaliśmy, czyli szklana platforma 天空步道 znajdująca się 11 m nad szczytem wodospadu, a 70 m nad jego podnóżem, była nieczynna między 12 a 13:30. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Na szczęście wokół wodospadu znajduje się kilka szlaków turystycznych, toteż zdecydowaliśmy, że najpierw powędrujemy po okolicach i zakończymy podróż szklaną platformą (czyli odwrotnie niż planowaliśmy). Nie trudno było zauważyć, że albo to miejsce nie pozbierało się jeszcze po jakieś klęsce żywiołowej (obsunięcia skalne, tajfun, trzęsienie ziemi ?) lub po prostu ciągle jest w trakcie przygotowywania pod turystów (to prawdopodobne, gdyż szklana platforma powstała dopiero w 2010 roku), w każdym razie część szlaków nie była dostępna. W efekcie przeszliśmy szlakiem Wodospadów Smoka i Feniksa 龍鳳瀑布觀台步道, szlakiem Leśnym 森林步道, szlakiem Odważnego Mężczyzny 好漢步道 (dosł. Dobrego Hana), szlakiem Podnóża Wodospadu 瀑底道. W czasie naszej wędrówki niebo z dość zachmurzonego stawało się coraz bardziej przejrzyste i zupełnie się przetarło akurat gdy przeszliśmy najlepszy szlak - czyli szlak Odważnego Mężczyzny, i znaleźliśmy się nad brzegiem strumienia Yunei 宇內溪. Bez zastanowienia zzuliśmy buty i potaplaliśmy nogi w przejrzystej wodzie. Tak nam się to miejsce spodobało - zwłaszcza, oprócz rybaka gdzieś w oddali, wokół ani żywej duszy, że zrobiliśmy sobie tam piknik oraz poudawaliśmy Golluma na pobliskiej skale. Następny w kolejności był szlak Podnóża Wodospadu, który prowadził przez dwa czerwone mosty. Pewnie się domyślacie, gdzie ten szlak prowadzi. My też się domyślaliśmy, a mimo wszystko wodospad wyskoczył jak zza krzaka. I odebrał dech! Może to tylko 60 m (mówię "tylko", bo właśnie sprawdziłam ile metrów mają największe wodospady na świecie), ale widok jest wspaniały! Pozachwycawszy się wodospadem u jego podnóża, ruszyliśmy by rzucić okiem z góry. Byliśmy już przygotowani na to, że platforma jest dość krótka, ale mimo wszystko nie spodziewaliśmy się, że aż tak! Ma około 3-4 metrów. Jednak jak dla mnie i tak warto zapłacić 50 NTD, żeby się po niej przejść.
|
Wodospady Smoka i Feniksa |
|
Most na szlaku Wodospadów Smoka i Feniksa |
|
Reini wykonujący ryk Chewbacci na widok zamkniętego szlaku |
|
Szlak Odważnego Mężczyzny w wersji metalowej |
|
Szlak Odważnego Mężczyzny w wersji drewnianej |
|
Pierwszy czerwony most |
|
Taplanie nóg w wodzie |
|
Rybak |
|
W górę strumienia Yunei |
|
Hannah - Gollum |
|
Pomocna dłoń |
|
Se se se |
|
Król Wsi - Gollum |
|
Reini - Gollum |
|
W dół strumienia Yunei |
|
Drugi czerwony most |
|
Drugi czerwony most po raz drugi |
|
Wodospad Xiao Wulai |
|
Reini, ja, Hannah oraz wodospad Xiao Wulai |
|
To miało być zdjęcie kropelek wody rozpryskiwanej przez wodospad |
|
I jeszcze raz wodospad Xiao Wulai |
|
Wodospad Xiao Wulai z daleka |
|
Widoki na okolice gminy Fuxing |
|
Kamień Poruszany przez Wiatr 風動石 - chybotek, który przetrwał tajfuny i trzęsienia ziemi |
|
Wodospad Xiao Wulai z góry |
|
A pod stopami wodospad |
Nasza podróż do Xiao Wulai zakończyła się sukcesem! Mogliśmy wracać - po drodze zahaczając o Cihu i Daxi. Cihu to jezioro (znane kiedyś pod nazwą Piwei 埤尾, ale w 1962 zmieniono nazwę by oddać hołd matce Czang Kaj-szeka), nad którym bardzo lubił spędzać czas Czang Kaj-szek. Tutaj też ten przywódca został pochowany (o czym nie wiedziałam, tu jadąc). Niedaleko od jeziora, w tzw. Tylnym Cihu 後慈湖 można zobaczyć grobowiec Czang Kaj-szeka 大溪陵寢.
|
Jezioro Cihu |
|
Bohaterowie filmu "Czarny łabędź" |
|
Rezydencja Czang Kaj-szeka, gdzie znajduje się jego grób |
|
Rezydencja Czang Kaj-szeka |
|
Grób Czang Kaj-szeka (nie można było robić zdjęć, ale dowiedziałam się dopiero po zrobieniu zdjęcia) |
W okolicach grobowca mieści się Park Rzeźb Pamiątkowych w Cihu 慈湖紀念雕塑公園, który powstał w 1997 roku. Na jego terenie znajduje się 181 posągów, z czego 152 obrazują Czang Kaj-szeka. Większość rzeźb została podarowana przez szkoły i organizacje rządowe. Największa w parku jest 8-metrowa statua siedzącego Czanga, niegdyś znajdująca się w Centrum Kultury w Kaohsiungu. Miejsce jest naprawdę niezwykłe - gdzie nie spojrzeć, tam Czangi. W grupkach, solo, na koniu, siedzący, w mundurze...
|
Czang Kaj-szek na koniu |
|
Posąg Czang Kaj-szeka podarowany przez Centrum Kultury w Kaohsiung |
|
Największy posąg w parku rzeźb |
|
Czang Kaj-szek, generał |
|
Rozmawiający Czangowie (zadanie: znajdź nie-Czanga) |
|
Rozmowa z Czangiem |
|
Czang pozdrawiający |
|
Czang o lasce |
|
Czang czytający |
|
Popiersia Czang Kaj-szeka |
O godzinie 17 wsiedliśmy do autobusu, by pojechać już do ostatniej atrakcji na dziś, czyli miejscowości Daxi - za czasów rządów japońskich zwanego Dakukan 大嵙崁 i będącego wówczas najważniejszym portem rzecznym na Tajwanie. Wiele firm zajmujących się handlem (w tym zagranicznych), otwierało tutaj swoje placówki. Dzisiaj te czasy już minęły, ale pozostały po nich m.in. dwie stare uliczki: Heping 和平老街 i Zhongshan 中山老街. Nie mieliśmy zbyt wiele czasu, ponieważ ostatni autobus odjeżdżał do Zhongli odjeżdżał o 19, toteż przeszliśmy się tylko ulicą Zhongshan. Ku naszemu zaskoczeniu była ona zupełnie pusta. Spodziewałam się licznych sklepów, małych i dużych restauracji, stoisk z przekąskami...(tak przeważnie wyglądają "stare" uliczki w innych miastach) A tu nic! Co nie znaczy, że ulica nie była interesująca. Właśnie ten spokój dodawał jej uroku. Poza tym, ponoć to ulica Heping jest określana jako stara uliczka Daxi, to może właśnie tam jest tłoczno i gwarno.
|
W okolicach starej ulicy w Daxi |
|
ulica Zhongshan w Daxi |
|
ulica Zhongshan |
|
brama w ulicy Zhongshan |
|
Studnia w Daxi |
|
Widok na rzekę Danshui z Daxi |
|
Hala sztuk walki Wude 武德殿 - krótko przed II Wojną Światową, Japończycy wznieśli około 70 takich hal na terenie całego Tajwanu. Ta w Daxi jest jedną z lepiej zachowanych. |
No i na tym zakończyliśmy zwiedzanie. Jeszcze tylko kolacja i można wracać. Po dwóch godzinach podróży autobusem i pociągiem dotarliśmy do Taipei. Zmęczeni, ale bardzo zadowoleni z tej wytęsknionej wycieczki za miasto.
Tak sobie pomyślałam, że dzisiejsza wycieczka miała wiele wspólnego z tą lekko szaloną chińską wyprawą do Doliny Jiuzhaigou 九寨溝 z Bogusią, na którą zdecydowałyśmy się bo zobaczyłyśmy zdjęcie z tego miejsca w National Geographic. Nie tylko sposób wyboru miejsca, ale też jego związek z wodą oraz dłuższy niż należałoby sądzić po odległości w kilometrach, czas potrzebny na dostanie się tam - to wszystko sprawiło, że wspomnienia wróciły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz