piątek, 16 sierpnia 2013

Koncert i cała seria spotkań towarzyskich

Dość intensywny to był piątek i obfitujący w spotkania towarzyskie.

Do szkoły poszłam wcześniej, niż zwykle, żeby poćwiczyć jeszcze przed popołudniowym koncertem. Nie będę zwalać winy na erhu, ale granie wspólnie z akompaniamentem innego instrumentu nie szło mi zbyt dobrze. Pozostało mieć nadzieję, że na koncercie będzie lepiej. Nie było, ale ponoć nikt nie usłyszał żadnych dziwnych dźwięków. To dobrze, ale ja wiem, że źle zagrałam i to mnie denerwuje. Tym razem nie było wiele utworów, w sumie 5, każdy wykonawca (z drobnym wyjątkiem) grał po jednym, więc zagranie tego jednego jedynego źle nie jest klawe. No ale mam to już za sobą. A na widowni było całkiem sporo znajomych! Przyszła Jiarong, Kasia Kat, Hannah, Thom, Jan.
Prowadzący koncert
Pierwszy występ - po zaledwie jednym semestrze nauki
Pan na pierwszym planie ma na sobie tradycyjny strój wietnamski
Solo na pipie
Jeden z dwóch występów guzhengowych - dziewczyny po 1 semestrze nauki
Ekhm...
Babska część wykonawców
Ziuu
Męska część wykonawców
Możliwe, że właśnie się mylę
Wszyscy wykonawcy, a w środku nasza nauczycielka
 Więcej zdjęć tutaj
Po koncercie wybrałam się na pierwszy obiad z moją grupą i nauczycielką. Poszliśmy do restauracji z tradycyjnym tajwańskim jedzeniem - ponoć już niewiele takich zostało.
Moja grupa (nie w komplecie)
Z obiadu pobiegłam na herbatę z paroma znajomymi z lekcji guzhengu i erhu. Mimo trzech semestrów nauki ani razu jeszcze nam się nie udało wspólnie gdzieś wybrać, dlatego tym bardziej się cieszę, że w końcu taka idea doszła do skutku. Niestety nasza nauczycielka nie miała czasu pójść z nami.
Na szczęście wieczorem, w drodze na kolejne spotkanie - pożegnalną kolację Hannah i moją, szybko spotkałam się z nauczycielką guzhengu na przekazanie zapasowych strun i pazurków na lewą rękę. Dostałam w prezencie pożegnalnym DVD z jej występem! Hurra.

Jak już wspomniałam, na koniec dnia zaplanowana była kolacja w bardzo ładnie prezentującej się restauracji z jedzeniem szanghajskim i hongkońskim, czyli pierożki i przeróżne dania na małych talerzykach. Przyszło całkiem sporo osób, a jeszcze więcej dołączyło do nas na schodach Teatru Narodowego, gdzie spędziliśmy resztę wieczoru, grając w mafię, jedząc żelki Haribo (przysłane przez Jana Philippa), tańcując i dzieląc się przeróżnymi historiami. Queena przygotowała dla Hannah i dla mnie świetną niespodziankę, dając uprzednio ludziom obecnym na kolacji kartki na napisanie czegoś dla nas, a my później miałyśmy zgadywać, kto to napisał i poprosić tę osobę o podpis.
To tylko część osób, które przyszły na naszą kolację pożegnalną

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz