Na wszelki wypadek przygotowałam rzeczy do trzeciej już paczki (ach, ileż to trzeba miejsca dla guzhenga Szatana przygotować) oraz drobny upominek dla mojej nauczycielki, w razie gdyby jutro były odwołane zajęcia w szkole i praca.
Nauczycielka na zajęciach również wyszła z założenia, że nie będzie jutro zajęć i zrobiła z nami dziś materiał zaplanowany na ostatni dzień semestru, czyli jutro.
Po obiedzie sprawdziłam informacje na stronie linii lotniczych i okazało się, że wieczorne loty z Hong Kongu na Tajwan są odwołane. Przeczytałam, że jest odwrotnie, i troszkę się przejęłam, że wśród tych lotów nie ma mojego - nie odwołuje się lotów bez powodu, więc pogoda pewnie nie będzie sprzyjająca, a mój samolot i tak ma lecieć. No cóż... Poszłam jeszcze szybko wysłać paczkę i wróciłam do domu, by zadzwonić do linii lotniczych i zapytać, co i jak. Nie umiałam się dodzwonić, co mnie szczególnie nie zdziwiło. Zabrałam się więc za ostateczne pozbywanie się rzeczy i sprzątanie pokoju.
Rzeczy wciąż sporo, ale to miejsce przestaje być moje |
Kolejna próba dodzwonienia się do Cathay Pacific również się nie powiodła. Odpuściłam sobie to na dziś i opuściłam mieszkanie, by zjeść kolację wspólnie z Kasią i Johnem. Zabrali mnie do bardzo przyjemnej restauracji, gdzie można było wcinać przysmaki wschodu i zachodu w ilościach nieograniczonych. Wręczyłam im dwie torby rzeczy, a jeszcze mam dwie w zanadrzu.
Około 20 dostałam SMSa z informacją, że mój lot jest odwołany. Czyli jednak. Ale lepiej polecieć później, a spokojnie niż w podskokach i wspominać to jako najgorszy lot w życiu. To dla mnie także sygnał, że się polubiliśmy z Tajwanem :D
Nie mogę na razie ze 100% pewnością powiedzieć, kiedy wylatuję, ale z informacji uzyskanych z polskiego biura podróży wynika, że najprawdopodobniej dzień później.
Tymczasem dostałam w prezencie trochę więcej czasu na pakowanie.
A, szkoła też jest jutro odwołana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz