piątek, 14 czerwca 2013

Dostawa kolacji i wojowanie

Prezentów (i zongzi) ciąg dalszy. Jiarong zapomniała mi wczoraj dać zongzi zrobione przez jej mamę, toteż dzisiaj mnie łapała po zajęciach (przesiaduje ostatnimi czasy na dziesiątym piętrze centrum językowego), żeby mi je wręczyć. Uratowała mnie tym prezentem, bo nie za bardzo miałam pomysł, co by tu zjeść na kolację.
Zongzi od mamy Jiarong
Drugim prezentem była pocztówka z Warszawy, którą znalazłam w skrzynce. Najlepiej, że nawet nie otwierałam skrzynki, tylko pociągnęłam za niewielki kawałeczek kartki wystający ze szpary między drzwiczkami skrzynki. I chociaż z tego kawałka nie dało się wywnioskować, co to w ogóle jest, to założyłam, że to do mnie :p.
Dziękuję!
Na kartce, poza pozdrowieniami, stało, że mam być wojownikiem. Wzięłam to sobie do serca i wojowniczo umyłam podłogę w całym......domu.....

Poza tym, to w ramach wyjątku miałam dziś pierwsze zajęcia z guzhengu. Utwór na dzień dobry dość trudny! Nic dziwnego, trzyosobowa grupka kontynuująca składa się z dwóch osób uczących się już 5 semestrów i z mojej osoby. A do tego współgrający posiadają własne guzhengi w domu. Ja na swój muszę jeszcze trochę poczekać (a dokładniej do czasu kiedy przyjdzie stypendium).
Oto utwór, którego się uczyliśmy. Nosi tytuł 紡織忙 "Pracowite tkanie" ? - w sumie granie na guzhengu rzeczywiście wygląda jak tkanie:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz