środa, 5 czerwca 2013

Przed kamerami

To miało być tylko testowanie pałeczek! A okazało się być reklamą tychże pałeczek, ale też talerzy i magicznego dozownika do wina w dość ekskluzywnym hotelu na godzinki (popularna rzecz w Azji), przeznaczoną na rynek malezyjski!

No ale od początku. W poniedziałek zadzwoniła Kasia pytając, czy nie chcę sobie dorobić testując pałeczki. Pewnie, że chcę :D. We wtorek poinformowała mnie, że mam się ładnie ubrać, zrobić makijaż, założyć obcasy... ha, ha, ha.... Król Wsi i takie cuda :D no i widzimy się w środę. Poza Kasią i mną będą też ludzie z krajów hiszpańskojęzycznych i jedna Rosjanka - wszyscy mający już jakieś (mniejsze lub większe) doświadczenie przed kamerą. Wszyscy, oprócz mnie (no dobra, mam doświadczenie przed kamerą, ale powiedzmy, że bycie filmowanym w czasie występu to coś innego). No ale bez paniki, jak Kasia stwierdziła, będzie zabawa.

Gdy dotarłyśmy na umówione miejsce, od razu zażyczono sobie, by część dziewczyn wyostrzyła (tak się mówi?) makijaż. Eee..., no dobrze, Kasia pomogła :D. Później zaprowadzono nas do wspomnianego wcześniej hotelu, gdzie czekała już ekipa filmowa. Moja piękna sukienka okazała się nieodpowiednia, więc dostałam inną - czerwoną, krótką i z jakimś świecącym wściu-bździu. Była to sukienka w stylu "nigdy-dobrowolnie-nie-założę-takiej-kiecki" :D. Poczułam się lepiej, gdy jeszcze jedna z dziewczyn musiała przywdziać podobną. Następnie zaczęło się kręcenie.
Na pierwszy ogień poszło reklamowanie pałeczek. Flora, bo tak miała na imię dziewczyna, która dostała to zadanie - miała dosłownie chwilkę, by opanować angielski tekst przetłumaczony za pomocą cudownego programu "tłumacz google" i wygłosić peany na temat cudownych pałeczek przed kamerą. Już za pierwszym razem poszło jej bardzo dobrze, ale mimo wszystko musiała parę razy powtarzać (wtedy jeszcze wszystkim się chciało dążyć do perfekcji). Kolejna z dziewczyn, która reklamowała niesamowite talerze z rowkami, miała małe problemy z tekstem - nie ma się co dziwić, treść brzmiała bardzo dziwnie. Następnie przyszła kolej na Kasię - dostała najwięcej tekstu, ale poradziła sobie świetnie. Ja oraz Andrea, obie w czerwonych sukienkach, dalej nie wiedziałyśmy, co nam przypadnie w udziale (zwłaszcza, że te kreacje jakoś mi nie pasowały do reklamy przyborów kuchennych). Okazało się, że my dostaniemy dozownik do wina i ta część będzie kręcona już w innym pokoju. Zanim się jednak przenieśliśmy, to nakręciliśmy wspólną część (w międzyczasie przyszli też chłopcy), jak to radośnie popijamy wino nalewane do kieliszków z dozownika.

Czekając na swoją kolej

Rewolucja w kuchni - talerz!

Bombka Król i bombka lampa

Zaraz będą kręcić

Czekając na "Akcja"

Łóżko oraz interesujące dekoracje

Po trzech godzinach...to jeszcze nie koniec
Ekipa filmowa mocno się nie wyrabiała z czasem (początkowo planowali 2 godziny, a po 3 jeszcze nie było gotowe), więc zmienili taktykę kręcenia - i kolejni występujący nie musieli już mówić tekstu z pamięci i równocześnie pięknie się wdzięczyć do kamery, a mogli zrobić te rzeczy osobno. Dzięki temu nie poszło mi tak źle.
Jeszcze tylko kolejna scena radosnego picia wina i można iść do domu.

Zabawne to było doświadczenie. W końcu dołączyłam do grona tych wszystkich studentów, którzy wzięli udział w różnych reklamach, serialach, filmach w Chinach czy na Tajwanie.

Nie wiem, czy chcę widzieć efekt tej reklamy. Mam za to dla Was zdjęcia z koncertu guzhengowego, pooglądajcie sobie:
Koncert 17 maja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz