niedziela, 2 czerwca 2013

Ziuu po książkę do szkoły

Upał nie pozwala długo spać, ale to w sumie dobrze, bo w ten sposób przed wyjściem z domu zdążyłam zrobić pranie (w niedzielę!) powycieczkowe i jedyne co pozostało, by zamknąć ten jakże miły wyjazd na Zieloną Wyspę, to uzupełnienie wpisów na blogu (postaram się jak najszybciej).

Tymczasem nadchodzi kolejny semestr i mimo, że jeszcze nie miałam okazji odebrać planu zajęć ani rozmawiać na temat zajęć z nauczycielką, to już dotarły do mnie wieści, że mile widziane będzie, jeśli na pierwszych zajęciach wszystkie studenty* będą już zaopatrzone we własny egzemplarz "Dziejów Trzech Królestw" 三國演義. Także dzisiaj udałam się do księgarni, by nabyć rzeczoną pozycję literacką. Miałam szczęście, gdyż na półce pozostał ostatni egzemplarz powieści tego wydawnictwa, które mamy posiadać (jest tego sporo, i jak ktoś się nie zorientuje, tylko weźmie pierwszy lepszy wolumin zatytuowany "Dzieje Trzech Królestw", to może być zaskoczony, gdy okaże się, że 1) nie jest to oryginał, a przekład na język współczesny, 2) jest to uproszczone wydanie, 3) jest to specjalne wydanie dla dzieci). A zatem misja zwieńczona sukcesem. Można pakować tornister i wyczekiwać pierwszego dzwonka (oraz tyty**).
"Dzieje Trzech Królestw" - ciężkie to! (nie tylko jeśli chodzi o czytanie)

Jeszcze jedno. Dziś o 13:43 lokalnego czasu było trzęsienie ziemi o sile 6,3 w skali Richtera, na głębokości 10 km. To największe w tym roku trzęsienie ziemi na Tajwanie. Epicentrum znajdowało się w prowincji Nantou 南投 (w powiecie Ren'ai 仁愛). Trzęsienie spowodowało liczne lawiny skalne - w wyniku jednej z nich w okolicach Alishan 阿里山 zginął człowiek. Wstrząsy były odczuwalne na całej wyspie, jednak ja wówczas akurat wracałam pieszo do domu, więc gdybym później nie wyłapała z jakieś rozmowy w sklepie słów "trzęsienie ziemi" albo nie zajrzała na facebooka, to pewnie bym żyła przez cały dzień w nieświadomości.
A tu filmik pokazujący osunięcia skalne.

Zamieszczam to nagranie, gdyż obejrzawszy je wróciłam myślami do dopiero co odbytej podróży pociągiem. Z okien widziałyśmy majestatyczne góry, ale też całkiem sporo różnych konstrukcji, przedsięwzięć mających na celu naprawienie starych dróg lub zbudowanie nowych dróg, idących w głąb lądu. I taka mnie naszła refleksja, że tyle pracy i trudów może być w jednej chwili zniszczone przez nieokiełznaną naturę. Nie ma żartów.

*jakby co to wiem, że to niepoprawna forma :D
** inaczej "rogu obfitości".... no dobra, wcale nie, ale znalazłam takie porównanie na Wikipedii i mnie ono dość rozbawiło

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz