To takie moje gorzkie żale tytułem wstępu :D
Kolejny dzień nowego semestru upłynął pod hasłem - czytanie chórem. Zajęliśmy się dziś pierwszym rozdziałem "Dziejów Trzech Królestw" i kiedy właśnie doszliśmy do fragmentu mówiącego o tym, że upadkom władców i zmianom dynastii towarzyszą różne klęski żywiołowe, to na zewnątrz zaczęło grzmieć, a po paru rozpętała się niezła ulewa, uwzględniająca grad. Uznaliśmy to za znak nadchodzącego upadku i kontynuowaliśmy czytanie. Całe szczęście, gdy już po skończonych lekcjach dotarliśmy na parter, deszcz zakończył swoje harce. Mogłam zatem nie otwierając nawet parasolki, przejść na drugą stronę ulicy, by spotkać się z Kasią i coś przekąsić. Tak nam się dobrze gadało, że nie mogłyśmy się rozstać i poszłam z Kasią na jej zajęcia z kaligrafii. Jak tak dalej będę wbijać na różne zajęcia, to chyba złożę papiery na tę uczelnię :D. Pomazałam coś przez godzinkę, pan nauczyciel rzucił okiem, stwierdził, że dwa znaki wyszły mi całkiem nieźle (wśród nich był jeden, który osobiście uznałam za bardzo nieudany - to nie pierwszy raz, kiedy w moim mniemaniu najbrzydsze znaki są dobrze napisane, a z kolei te, z których jestem zadowolona, to jakieś wybryki kaligraficzne w oczach mistrzów).
"Cudowna kaligrafia" - jakby co, to tekst nie ma jakiegoś głębokiego znaczenia |
Barcelona! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz