niedziela, 16 czerwca 2013

Rowerem przez Nowe Tajpej (ocierając się o Tajpej)

O poranku padał deszcz, ale jego padanie było czymś bardzo przyjemnym. O 11:40, kiedy Hannah, Suzanna, Jan, Reini i ja wypożyczaliśmy rowery przy Bitan 碧潭 (nie wiem, czy o tym wspominałam, że jest to już w obszarze administracyjnym Nowego Tajpej), deszcz dalej padał. Ale po około półgodzinnej jeździe przestał. I zaczęło się robić dość ciepło. Ale co to dla nas, wystarczy rozwinąć zabójczą prędkość i już można poczuć chłodny zefirek we włosach. Och, ależ się poetycko zrobiło. Żeby skończyć temat pogody tego dnia, to powiem, że słońce towarzyszyło nam do końca dnia, co poskutkowało spalenizną u niektórych uczestników wyprawy (tym razem nie u mnie).
Okolice Beitou, początek wycieczki
A teraz o trasie. Jak już wspomniałam, zaczęliśmy od Bitan w dzielnicy/mieście Xindian 新店市. Stamtąd ruszyliśmy na północ - i gdybyśmy się trzymali prawego brzegu rzeki Xindian, to w pewnym momencie znaleźlibyśmy się w Tajpej, ale ponieważ przekroczyliśmy rzekę na moście, którego nazwy nie zapamiętałam, to dalej byliśmy w Nowym Tajpej, tyle że już w Yonghe 永和. Po przejechaniu około 15 km od punktu startowego, dotarliśmy do ogromnej plątaniny dróg nad rzeką, czyli do mostu Chongcui 重翠大橋 - nie wiem, co moi kompani sobie pomyśleli na widok tego mostu, ale mi on bardzo zaimponował, nie chcę, żeby to zabrzmiało jakoś wiejsko, ale jednak to napiszę - w Polsce takich nie mamy. Przejechawszy mostem (raz na kładce pod drogą, wykręcając między filarami, raz na wysokości drogi dla samochodów) dotarliśmy do drogi rowerowej Erchong 二重環狀. Zgodnie z zaleceniami pracownika wypożyczalni, nie jechaliśmy wzdłuż głównego nurtu rzeki Danshui 淡水, a wzdłuż szerokiego pasa zieleni, gdzie można było spotkać baseballistów (nie zrobiłam zdjęć :( ), spacerowiczów i oczywiście innych rowerzystów. Aż trudno uwierzyć, że gdzieś bardzo blisko czai się duże miasto.
Most Chongcui łączący Banqiao z Sanchong
Wkraczamy na most
Między filarami
I jeszcze jedno filarowe zdjęcie
Pas zieleni na trasie Erchong
Trasa Erchong
Po 8 km i przerwie na piknik, dojechaliśmy do rzeki Danshui. Rzut kontrolny na mapę uświadomił nam, że jesteśmy już za połową naszej trasy a nie minęły nawet 2 godziny - nie chcę przez to powiedzieć, że mieliśmy niesamowite tempo. Po prostu wypożyczyliśmy rowery na cały dzień, a była też do wyboru opcja, poniżej 4 godzin, ale założyliśmy, że nie chcemy się gonić, a tu okazało się, że bez gonienia się byliśmy w stanie się wyrobić. Dlatego zdecydowaliśmy, że zboczymy z zaplanowanej trasy i będziemy się trzymać lewego brzegu Danshui. W ten sposób dotrzemy do Bali 八里 - miejscowości, o której usłyszałam w poprzednim semestrze w kontekście podwójnego morderstwa, które popełniono w jednej z tamtejszych kawiarni - Mama zui 媽媽嘴 (czytaliśmy o tym trzy artykuły, więc mogę rzucać szczegółami). Kawiarnia była przez jakiś czas zamknięta, gdyż właściciel był jednym z podejrzanych (na chwilę obecną za sprawczynię uznana jest ekspedientka). Jednak parę tygodni temu oczyszczono właściciela z zarzutów i kawiarnia znowu jest czynna. Słyszałam o tym, że cieszy się ona zainteresowaniem, ale to, co zobaczyłam, gdy tam dotarliśmy (kawiarnia była wzdłuż trasy rowerowej), przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Tłumy! Tłumy wokół, tłumy w kolejce! Niby też byłam ciekawa, gdzie ta kawiarnia jest, ale po tym co ujrzałam, mam mieszane uczucia.
Lewy brzeg Danshui
Pomnik ku czci Titanica ( nie...)
Łódź w garażu
Szyny dla łodzi :D (jak takie coś się nazywa?)
Kolejna łódź
Kawiarnia Mama zui
Wracając do trasy. Po kolejnych 8 km dojechaliśmy do uliczek spacerowych Bali, gdzie przyszło nam przeciskać się między stoiskami z jedzeniem (chyba nie muszę dodawać, że było tam mnóstwo ludzi). Tak się złożyło, że w pobliżu była jedna z wypożyczalni z naszej sieci, dlatego zostawiliśmy tam na jakiś czas rowery (mieliśmy je oddać w Danshui) i zanurkowaliśmy w uliczki z jedzeniem. W taki ciepły dzień nie było lepszego wyboru niż wielka miska lodów z mango (teraz jest sezon na ten owoc).
Impreza w samym sercu Bali
Uliczki z jedzeniem w Bali
Lody z mango!
 Po odpoczynku i napełnieniu brzuchów wróciliśmy po rowery, przejechaliśmy jeszcze kawałek po okolicy (będzie jakieś 5 km) i wróciliśmy do tej samej wypożyczalni, gdzie przechowywaliśmy rowery, gdyż niektórzy z wycieczkowiczów nie chcieli już jechać na rowerach do Danshui 淡水. To wymagało zawrócenia do mostu oddalonego o jakieś kilka kilometrów, a potem kolejne kilometry do Danshui. I taka możliwość, w obliczu dostępnego promu z jednej strony rzeki na drugą, przegrała z kretesem. Nabyliśmy więc bilety na prom za oszałamiającą kwotę 23 NTD i po paru minutach byliśmy już w Danshui. Tam dość przypadkowo znaleźliśmy bardzo przyjemną kawiarenkę zaraz obok kościoła w Danshui. Nie dość, że ceny były przyzwoite, jedzenie smaczne, to jeszcze można było podziwiać wiele eleganckich przedmiotów, gdyż kawiarnia była na tyłach sklepu z wyposażeniem wnętrz (takie Almi Decor).
Danshui, port, Cieśnina Tajwańska
Kościół w Danshui
Około 20 wsiedliśmy do metra, które powiozło nas do mieszkań. Jak to tak wszystko podliczyłam, to widzę, że nie przejechaliśmy nawet 40 km, ale mimo wszystko, zmęczenie dopadło. Raczej wynikające z pogody, a nie z wysiłku, ale tak czy siak. Także sen przyszedł szybko.

A, Danshui to to samo co Tamsui (tak to opisywałam ostatnim razem).
I jeszcze jedno "A". Nie umiem wyjść z podziwu dla systemu ścieżek rowerowych wzdłuż rzeki w Tajpej i Nowym Tajpej. Rowerowy raj!

2 komentarze:

  1. Ha! A ja przy tym kościele byłem. I też słyszałem o tym morderstwie na tajpejskiej Pradze, więc potwierdzam, że to znana historia i obiegła cały świat.
    A odnośnie tego, że takich mostów nie ma w Polsce, to "jo cie prosza" i tu powinienem rzucić nazwą znanego śląskiego mostu, ale chyba nie znam śląskich mostów. Ale faktycznie, klawy most. Jedno z tych zdjęć z filarami wygląda w pierwszej chwili jakby było do góry nogami - "sufit" robi za podłoże, a woda wygląda jak niebo. Dopiero odbicie mostu robi za właściwy most.
    Pochylnia z szynami do wodowania łodzi (o ile dobrze zrozumiałem zamysł) to chyba będzie slip. Właściwie, nawet bez szyn by się tak nazywało, nie wiem czy z szynami to będzie jakaś osobna nazwa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za informację. Co do mostów, to w sumie mamy węzeł Murckowska, ale nie jest nad rzeką i nie ma ścieżki rowerowej.

    OdpowiedzUsuń