O poranku padał deszcz, ale jego padanie było czymś bardzo przyjemnym. O 11:40, kiedy Hannah, Suzanna, Jan, Reini i ja wypożyczaliśmy rowery przy Bitan 碧潭 (nie wiem, czy o tym wspominałam, że jest to już w obszarze administracyjnym Nowego Tajpej), deszcz dalej padał. Ale po około półgodzinnej jeździe przestał. I zaczęło się robić dość ciepło. Ale co to dla nas, wystarczy rozwinąć zabójczą prędkość i już można poczuć chłodny zefirek we włosach. Och, ależ się poetycko zrobiło. Żeby skończyć temat pogody tego dnia, to powiem, że słońce towarzyszyło nam do końca dnia, co poskutkowało spalenizną u niektórych uczestników wyprawy (tym razem nie u mnie).
|
Okolice Beitou, początek wycieczki |
A teraz o trasie. Jak już wspomniałam, zaczęliśmy od Bitan w dzielnicy/mieście Xindian 新店市. Stamtąd ruszyliśmy na północ - i gdybyśmy się trzymali prawego brzegu rzeki Xindian, to w pewnym momencie znaleźlibyśmy się w Tajpej, ale ponieważ przekroczyliśmy rzekę na moście, którego nazwy nie zapamiętałam, to dalej byliśmy w Nowym Tajpej, tyle że już w Yonghe 永和. Po przejechaniu około 15 km od punktu startowego, dotarliśmy do ogromnej plątaniny dróg nad rzeką, czyli do mostu Chongcui 重翠大橋 - nie wiem, co moi kompani sobie pomyśleli na widok tego mostu, ale mi on bardzo zaimponował, nie chcę, żeby to zabrzmiało jakoś wiejsko, ale jednak to napiszę - w Polsce takich nie mamy. Przejechawszy mostem (raz na kładce pod drogą, wykręcając między filarami, raz na wysokości drogi dla samochodów) dotarliśmy do drogi rowerowej Erchong 二重環狀. Zgodnie z zaleceniami pracownika wypożyczalni, nie jechaliśmy wzdłuż głównego nurtu rzeki Danshui 淡水, a wzdłuż szerokiego pasa zieleni, gdzie można było spotkać baseballistów (nie zrobiłam zdjęć :( ), spacerowiczów i oczywiście innych rowerzystów. Aż trudno uwierzyć, że gdzieś bardzo blisko czai się duże miasto.
|
Most Chongcui łączący Banqiao z Sanchong |
|
Wkraczamy na most |
|
Między filarami |
|
I jeszcze jedno filarowe zdjęcie |
|
Pas zieleni na trasie Erchong |
|
Trasa Erchong |
Po 8 km i przerwie na piknik, dojechaliśmy do rzeki Danshui. Rzut kontrolny na mapę uświadomił nam, że jesteśmy już za połową naszej trasy a nie minęły nawet 2 godziny - nie chcę przez to powiedzieć, że mieliśmy niesamowite tempo. Po prostu wypożyczyliśmy rowery na cały dzień, a była też do wyboru opcja, poniżej 4 godzin, ale założyliśmy, że nie chcemy się gonić, a tu okazało się, że bez gonienia się byliśmy w stanie się wyrobić. Dlatego zdecydowaliśmy, że zboczymy z zaplanowanej trasy i będziemy się trzymać lewego brzegu Danshui. W ten sposób dotrzemy do Bali 八里 - miejscowości, o której usłyszałam w poprzednim semestrze w kontekście podwójnego morderstwa, które popełniono w jednej z tamtejszych kawiarni - Mama zui 媽媽嘴 (czytaliśmy o tym trzy artykuły, więc mogę rzucać szczegółami). Kawiarnia była przez jakiś czas zamknięta, gdyż właściciel był jednym z podejrzanych (na chwilę obecną za sprawczynię uznana jest ekspedientka). Jednak parę tygodni temu oczyszczono właściciela z zarzutów i kawiarnia znowu jest czynna. Słyszałam o tym, że cieszy się ona zainteresowaniem, ale to, co zobaczyłam, gdy tam dotarliśmy (kawiarnia była wzdłuż trasy rowerowej), przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Tłumy! Tłumy wokół, tłumy w kolejce! Niby też byłam ciekawa, gdzie ta kawiarnia jest, ale po tym co ujrzałam, mam mieszane uczucia.
|
Lewy brzeg Danshui |
|
Pomnik ku czci Titanica ( nie...) |
|
Łódź w garażu |
|
Szyny dla łodzi :D (jak takie coś się nazywa?) |
|
Kolejna łódź |
|
Kawiarnia Mama zui |
Wracając do trasy. Po kolejnych 8 km dojechaliśmy do uliczek spacerowych Bali, gdzie przyszło nam przeciskać się między stoiskami z jedzeniem (chyba nie muszę dodawać, że było tam mnóstwo ludzi). Tak się złożyło, że w pobliżu była jedna z wypożyczalni z naszej sieci, dlatego zostawiliśmy tam na jakiś czas rowery (mieliśmy je oddać w Danshui) i zanurkowaliśmy w uliczki z jedzeniem. W taki ciepły dzień nie było lepszego wyboru niż wielka miska lodów z mango (teraz jest sezon na ten owoc).
|
Impreza w samym sercu Bali |
|
Uliczki z jedzeniem w Bali |
|
Lody z mango! |
Po odpoczynku i napełnieniu brzuchów wróciliśmy po rowery, przejechaliśmy jeszcze kawałek po okolicy (będzie jakieś 5 km) i wróciliśmy do tej samej wypożyczalni, gdzie przechowywaliśmy rowery, gdyż niektórzy z wycieczkowiczów nie chcieli już jechać na rowerach do Danshui 淡水. To wymagało zawrócenia do mostu oddalonego o jakieś kilka kilometrów, a potem kolejne kilometry do Danshui. I taka możliwość, w obliczu dostępnego promu z jednej strony rzeki na drugą, przegrała z kretesem. Nabyliśmy więc bilety na prom za oszałamiającą kwotę 23 NTD i po paru minutach byliśmy już w Danshui. Tam dość przypadkowo znaleźliśmy bardzo przyjemną kawiarenkę zaraz obok kościoła w Danshui. Nie dość, że ceny były przyzwoite, jedzenie smaczne, to jeszcze można było podziwiać wiele eleganckich przedmiotów, gdyż kawiarnia była na tyłach sklepu z wyposażeniem wnętrz (takie Almi Decor).
|
Danshui, port, Cieśnina Tajwańska |
|
Kościół w Danshui |
Około 20 wsiedliśmy do metra, które powiozło nas do mieszkań. Jak to tak wszystko podliczyłam, to widzę, że nie przejechaliśmy nawet 40 km, ale mimo wszystko, zmęczenie dopadło. Raczej wynikające z pogody, a nie z wysiłku, ale tak czy siak. Także sen przyszedł szybko.
A, Danshui to to samo co Tamsui (tak to opisywałam ostatnim razem).
I jeszcze jedno "A". Nie umiem wyjść z podziwu dla systemu ścieżek rowerowych wzdłuż rzeki w Tajpej i Nowym Tajpej. Rowerowy raj!
Ha! A ja przy tym kościele byłem. I też słyszałem o tym morderstwie na tajpejskiej Pradze, więc potwierdzam, że to znana historia i obiegła cały świat.
OdpowiedzUsuńA odnośnie tego, że takich mostów nie ma w Polsce, to "jo cie prosza" i tu powinienem rzucić nazwą znanego śląskiego mostu, ale chyba nie znam śląskich mostów. Ale faktycznie, klawy most. Jedno z tych zdjęć z filarami wygląda w pierwszej chwili jakby było do góry nogami - "sufit" robi za podłoże, a woda wygląda jak niebo. Dopiero odbicie mostu robi za właściwy most.
Pochylnia z szynami do wodowania łodzi (o ile dobrze zrozumiałem zamysł) to chyba będzie slip. Właściwie, nawet bez szyn by się tak nazywało, nie wiem czy z szynami to będzie jakaś osobna nazwa.
Dzięki za informację. Co do mostów, to w sumie mamy węzeł Murckowska, ale nie jest nad rzeką i nie ma ścieżki rowerowej.
OdpowiedzUsuń