Uzupełniłam wpis z ubiegłej niedzieli, także możecie sobie poczytać, gdzie mnie wywiało tym razem.
A jeśli chodzi o dziś, to trzy godziny zajęć minęły całkiem bezboleśnie. Skoro już mowa o liczbie trzy, to właśnie trzy zajęcia guzhengu zajęło nam poznanie całego utworu 慶豐年 "Świętowanie udanych żniw" - zaznaczę, że nie jest to tożsame z opanowaniem tego utworu, bo do tego jeszcze bardzo dużo brakuje.
Tutaj możecie posłuchać utworu
środa, 31 lipca 2013
wtorek, 30 lipca 2013
Znajomi wyjeżdżają, a sąsiedzi znikają z dnia na dzień
Dodatkowy dzień weekendu, a to wszystko dlatego, że moja nauczycielka została poproszona o pomoc przy jakiś egzaminach i musiała odwołać zajęcia. Jednak w przyrodzie tajwańskiej nic nie ginie - jutro i pojutrze dostaniemy po jednej dodatkowej godzinie. Tymczasem dzień wolny wykorzystałam na zrobienie kartki pożegnalnej dla Suzanny. I gdy siedziałam przy oknie w uniwersyteckiej kawiarence i kleiłam zdjęcia do kartki, to po drugiej stronie szyby zobaczyłam nikogo innego jak właśnie Suzannę. Na szczęście ona nie zauważyła mnie. Trochę mi było szkoda, że nie mogę jej zawołać (była z nią też Hannah), no ale trzeba się było poświęcić dla dobra niespodzianki.
Tymczasem po powrocie do domu okazało się, że moja gra na guzhengu przynosi efekty i sąsiedzi zaczynają się wyprowadzać. Zaczęło się od ludzi z 3 piętra (nie mam pojęcia, kto tam mieszka) - od paru dni ich mieszkanie jest czyszczone do zera, ale naprawdę do zera, wszystkie meble wylądowały przed blokiem, tapety są zdzierane i nie zdziwię się, jak jutro będą tam kuć ściany. Z kolei dziś moi bezpośredni sąsiedzi, czyli połączeni ze mną ścianą, również zniknęli. Drzwi do obu mieszkań stoją cały czas otworem. Trochę smutno. Lubiłam słuchać, jak sobie czasami podśpiewywali najnowsze hity.
Wieczorem wybrałam się na pożegnalne spotkanie z Suzanną. Możliwe, że ją jutro zobaczę, ale są na to małe szanse, więc na 5 minut przed spotkaniem postanowiłam jej kupić prezent - płytę tajwańskiej wokalistki Bai An. Okazało się, że najbliżej mam szansę ją dostać przy następnej stacji metra, dlatego napisałam SMSa, że się spóźnię ok. 20 minut i w drogę. Udało mi się dorwać płytę (aczkolwiek nie w pierwszym sklepie), więc moje spóźnienie było usprawiedliwione.
Na miejsce spotkania Suzanna wybrała swoją ulubioną kawiarnię - Parachute 紙飛機, a stamtąd przeszliśmy później do znajdującego się w pobliżu Tajpejskiego Miejskiego Parku Kulturowego Hakka 臺北市客家文化主題公園, gdzie pięknie oświetlonym moście graliśmy w mafię, słuchaliśmy muzyki i popijaliśmy różne napoje.
Tymczasem po powrocie do domu okazało się, że moja gra na guzhengu przynosi efekty i sąsiedzi zaczynają się wyprowadzać. Zaczęło się od ludzi z 3 piętra (nie mam pojęcia, kto tam mieszka) - od paru dni ich mieszkanie jest czyszczone do zera, ale naprawdę do zera, wszystkie meble wylądowały przed blokiem, tapety są zdzierane i nie zdziwię się, jak jutro będą tam kuć ściany. Z kolei dziś moi bezpośredni sąsiedzi, czyli połączeni ze mną ścianą, również zniknęli. Drzwi do obu mieszkań stoją cały czas otworem. Trochę smutno. Lubiłam słuchać, jak sobie czasami podśpiewywali najnowsze hity.
Mieszkanie po prawej puste |
Mieszkanie po lewej puste |
Na miejsce spotkania Suzanna wybrała swoją ulubioną kawiarnię - Parachute 紙飛機, a stamtąd przeszliśmy później do znajdującego się w pobliżu Tajpejskiego Miejskiego Parku Kulturowego Hakka 臺北市客家文化主題公園, gdzie pięknie oświetlonym moście graliśmy w mafię, słuchaliśmy muzyki i popijaliśmy różne napoje.
Na moście przy Parku Hakka |
Jeszcze raz na moście przy Parku Hakka |
Trochę rozmazane, ale jednak - ekipa żegnająca Suzannę |
poniedziałek, 29 lipca 2013
Osiągnięcia dnia
Kolejny tydzień ze stosem ulotek na biurku rozpoczęty!
Do atrakcji dnia należały: udane negocjacje w sprawie płacenia czynszu za ostatni miesiąc, przygotowanie kartki pożegnalnej dla Suzanny, wyjście na karaoke (ostatni raz z Suzanną) i właściwie tyle. Trzeba się wziąć w garść, bo to za mało i kartki z notatkami już dawno przestały mi pomagać, a może za bardzo na nich polegam?
Do atrakcji dnia należały: udane negocjacje w sprawie płacenia czynszu za ostatni miesiąc, przygotowanie kartki pożegnalnej dla Suzanny, wyjście na karaoke (ostatni raz z Suzanną) i właściwie tyle. Trzeba się wziąć w garść, bo to za mało i kartki z notatkami już dawno przestały mi pomagać, a może za bardzo na nich polegam?
niedziela, 28 lipca 2013
Sanxia i Yingge
Zaproponowałam małą niedzielną wycieczkę poza Tajpej do Sanxia 三峽, a później do Yingge 鶯歌 - miejscowości w Nowym Tajpej, oddalonych ok. 30 km od stolicy. Do wyboru takiego celu zainspirował mnie autobus nr 706, przejeżdżający moją ulicą z dość dużą częstotliwością, na którego przedzie świecą się zawsze wielkie znaki 西門 - 三峽 (Ximen - Sanxia). To sobie pomyślałam, że to nie może być jakoś daleko, bo inaczej autobus by nie jeździł tak często. Mapy Google powiedziały mi, że podróż tym autobusem trwa ok. 2h. Przyjęłam tę informację z przymrużeniem oka, ale ponieważ nie mogłam znaleźć informacji na ten temat nigdzie indziej, to zdecydowałam, że mimo wszystko pojedziemy autobusem ekspresowym ze stacji Banqiao. Miało to swoje plusy, gdyż okazało się, że oprócz mnie, żadna z uczestniczek wycieczki (Hannah, Suzanna, Kasia) nie była jeszcze w Banqiao i dość im zaimponował nowoczesny wygląd tej dzielnicy.
Autobus w około pół godziny dowiózł nas do przystanku "Stara Ulica Sanxia" 三峽老街, który ku naszemu zaskoczeniu okazał się być dalej od starej ulicy niż poprzedni przystanek (tu nasuwa się pytanie, po co tak nazwano ten przestanek?).
Sanxia była niegdyś miejscem przyciągającym licznych kupców, a to ze względu na zbiegające się tu rzeki, co sprzyjało transportowi towarów. Wtedy zapewne swój rozkwit przeżywała stara ulica Minquan 民權街. Później jednak, w wyniku procesu sedymentacji, rzeki stały się zbyt płytkie do żeglugi i czasy kupieckie dobiegły końca. Od jakiegoś czasu miejscowość odzyskuje swoją ważną pozycję - poza odnowioną starą ulicą, która przyciąga turystów, znajduje się tu także kampus Państwowego Uniwersytetu Tajpej. Sanxia wcześniej nosiła nazwę Sanjiaoyong 三角湧, co oznacza mniej więcej napływać z trzech rogów i nawiązuje do zbiegania się tu rzek Dahan 大漢溪, Sanxia 三峽溪 i Heng 橫溪. Za czasów rządów japońskich nazwa została zmieniona na Sanxia, gdyż brzmiała podobnie do wymowy znaków na Sanjiaoyong po japońsku (czy to jest jasne dla osób nieznających chińskiego i japońskiego?).
Zwiedzanie Sanxia zaczęłyśmy od bardzo ładnej Świątyni Qingshui Zushi 清水祖師廟, która powstała w 1769 roku ku czci legendarnego generała - mnicha Chen Zhaoyinga 陳昭應 z dynastii Song, który ponoć pobierał nauki u mistrza buddyzmu zen i leczył biednych mieszkańców wsi. Po śmierci został jednym z bóstw, a Nefrytowy Cesarz nadał mu tytuł Qingshui Zushi. Ze względu na trzęsienia ziemi i inne nieszczęścia świątynia w Sanxia była odbudowana trzykrotnie. W czasie renowacji w 1947 r. nadzorujący prace artysta, prof. Li Meishu 李梅樹, zadbał o szczegóły zdobień, umieszczając w świątyni między innymi ilustracje z "Dziejów Trzech Królestw" (ku uciesze mojej i Hannah). W świątyni spotkałyśmy Amandę z jej znajomymi. Nie do końca był to przypadek.
Później wszyscy razem ruszyliśmy na Starą Ulicę, po drodze zahaczając o most Changfu 長福橋, gdzie niemal bezzębny staruszek w słomianym kapeluszu na głowie wygrywał na keyboardzie i harmonijce "Jingle Bells" - pewnie dla ochłody.
Stara część ulicy Minquan bierze swój początek w dynastii Qing. To 260 metrów sklepów znajdujących się w starych budynkach połączonych ze sobą. Można tu kupić pamiątki, wypić kawę i oczywiście skosztować lokalnych specjałów, do których należą między innymi rogale (nie, nie Marcińskie). U wejścia ulicy można zobaczyć dawną nazwę miasta, wspomniane wcześniej Sanjiaoyong. Przeszliśmy się tam i z powrotem, jedni kupili jakieś pamiątki, inni jedzenie, innymi słowy, każdy znalazł coś dla siebie.
Na koniec wizyty w Sanxia poszliśmy do Centrum Farbowania Tkanin na kolor Indygo 三峽藍染展示重新, gdzie można samemu spróbować farbowania (ale nam się akurat nie udało), zwiedzić wystawę, niestety trochę małą i oczywiście coś sobie kupić (ale ceny nie zachęcają).
Następnie udaliśmy się na przystanek (po drodze odłączyli się od nas znajomi Amandy), by złapać autobus do miejscowości po drugiej stronie rzeki, czyli Yingge. Już tam byłyśmy z Hannah w pierwszych miesiącach pobytu (na wycieczce szkolnej, nie mogę teraz podlinkować, bo nie działa drugi blog), ale nie zaszkodzi pojechać jeszcze raz. Okazało się, że mimo bliskości dwóch miejscowości, połączenie autobusowe dość kiepskie. Minęło nas chyba z 20 autobusów z Tajpej w międzyczasie, aż w końcu się doczekałyśmy na autobus do Yingge. Tam bez zbędnego ociągania się udałyśmy się także na Starą Ulicę - ta jednak nie jest wcale stara, tylko została tak nazwana by uatrakcyjnić to miejsce. Wydawało mi się, że poprzednim razem już tam byłam, ale jednak okazało się, że przechodziłam tylko obok, a nie przez tę ulicę. Właściwie to głównym celem przyjechania do Yingge był zakup misek porcelanowych przez Suzannę, która już za parę dni wraca do Stanów. Wiedziała dokładnie, gdzie chce iść, więc nie spędziłyśmy w tu dużo czasu.
Do Tajpej wróciłyśmy pociągiem - podróż zajęła, podobnie jak autobusem, niecałe pół godziny. Z tą różnicą, że dotarłyśmy na dworzec kolejowy Tajpej, a nie do Banqiao.
Wieczorem Hannah i ja poszłyśmy jeszcze na kolację ze znajomym pracownikiem centrum językowego, Jimmym, od którego dowiedziałyśmy się paru wewnętrznych informacji. Ech, te koneksje :D
Poranna kawa z 7Eleven i centrum informacji turystycznej = wszyscy zadowoleni |
Sanxia była niegdyś miejscem przyciągającym licznych kupców, a to ze względu na zbiegające się tu rzeki, co sprzyjało transportowi towarów. Wtedy zapewne swój rozkwit przeżywała stara ulica Minquan 民權街. Później jednak, w wyniku procesu sedymentacji, rzeki stały się zbyt płytkie do żeglugi i czasy kupieckie dobiegły końca. Od jakiegoś czasu miejscowość odzyskuje swoją ważną pozycję - poza odnowioną starą ulicą, która przyciąga turystów, znajduje się tu także kampus Państwowego Uniwersytetu Tajpej. Sanxia wcześniej nosiła nazwę Sanjiaoyong 三角湧, co oznacza mniej więcej napływać z trzech rogów i nawiązuje do zbiegania się tu rzek Dahan 大漢溪, Sanxia 三峽溪 i Heng 橫溪. Za czasów rządów japońskich nazwa została zmieniona na Sanxia, gdyż brzmiała podobnie do wymowy znaków na Sanjiaoyong po japońsku (czy to jest jasne dla osób nieznających chińskiego i japońskiego?).
Przedpołudniowy targ w Sanxia |
Później wszyscy razem ruszyliśmy na Starą Ulicę, po drodze zahaczając o most Changfu 長福橋, gdzie niemal bezzębny staruszek w słomianym kapeluszu na głowie wygrywał na keyboardzie i harmonijce "Jingle Bells" - pewnie dla ochłody.
Wieża bębna w Świątyni Qinshui Zuzhi |
Świątynia Qingshui Zuzhi |
Zdobienia w drewnie w Świątyni Qingshui Zuzhi |
Widok z wieży dzwonu w Świątyni |
Ilustracja z "Dziejów Trzech Królestw" - Lü Bu strzelający w okienko włóczni |
Jedne z wielu ładnych drzwi w Świątyni |
Nie wiem, co to, ale ciekawie wygląda |
Jeden z ołtarzy w Świątyni |
Bęben |
Smok na kolumnie |
Dzwon, w który automatycznie uderza młotek |
Zdobienia na dachu Świątyni |
Świątynia Qingshui Zuzhi |
Płaskorzeźba po drugiej stronie Świątyni |
Grajek na moście Changfu |
Most Changfu i dość wyschnięta rzeka |
Na moście Changfu |
Widok z mostu Changfu |
Żyjątka |
Krowa reklamująca rogale |
Stara Ulica w Sanxia |
Trenowanie rzutu bączka na szczyt słupa |
Szyld sklepu z rogalami |
Sklep z herbatą |
Wszystko po 100 NTD |
Wejście do Centrum Farbowania Tkanin |
Eksponaty na wystawie farbowanych produktów |
Więcej eksponatów |
Farbowane materiały |
Urządzenia do miażdżenia liści herbaty |
Intrygująca płaskorzeźba na jednym z budynków w Yingge |
To chyba rzeczywiście jest stary budynek w Yingge |
Przejście pod mostem w Yingge |
Jeden z licznych sklepów z ceramiką w Yingge |
Hannah i bohater "Dziejów Trzech Królestw" - Guan Yu |
Pawilon ze sklepami na Starej Ulicy w Yingge |
W pawilonie ze sklepami... żeby chociaż ten Patriot był ceramiczny |
Stara Ulica w Yingge |
Ceramiczne drogowskazy na starej ulicy |
Bezpieczeństwo przede wszystkim |
Dworzec kolejowy w Yingge |
sobota, 27 lipca 2013
Sztuka europejska i hot pot
Dzisiaj miałam szansę obcować ze sztuką, ponieważ wybraliśmy się ze znajomymi do Narodowego Muzeum Historii 國立歷史博物館, które znajduje się 15 minut pieszo od mojego bloku, a jednak ani razu tam jeszcze nie byłam. Obejrzeliśmy wystawę specjalną, na którą składały się dzieła katalońskiego surrealisty Joana Miro (1893-1983) pt. "Kobiety, Ptaki i Gwiazdy". Dobrze, że na początku wystawy znajdowała się informacja o pewnych podstawowych symbolach przewijających się przez twórczość Miro, gdyż dzięki temu obrazy były trochę bardziej czytelne (ale na pewno daleka jestem od tego, by stwierdzić, że doskonale zrozumiałam, co autor miał na myśli).
Po chwilach ze sztuką, nadeszły chwile z kawą, a ponieważ było jeszcze dość wcześnie, to w końcu mogłam moim znajomym pokazać jedną z moich ulubionych kawiarni, do której jednak ostatnio rzadko chodzę, gdyż zmienili godzinę zamknięcia z 20 na 18 i to uniemożliwia mi częste wizyty.
Na koniec dnia wybrałam się z Meiyi na pyszny hot pot. Obsługa otwierała za nas torebki z mokrymi chusteczkami, cały czas wszystkiego dolewała, na koniec wręczyła ankiety, a rachunek podała w kopercie. Co za luksusy, i wcale nie za astronomiczne kwoty. Dostałam też bohaterski prezent :D! Ja to mam z tymi prezentami.
Zapowiedź wystawy Joana Miro |
Narodowe Muzeum Historii |
Na koniec dnia wybrałam się z Meiyi na pyszny hot pot. Obsługa otwierała za nas torebki z mokrymi chusteczkami, cały czas wszystkiego dolewała, na koniec wręczyła ankiety, a rachunek podała w kopercie. Co za luksusy, i wcale nie za astronomiczne kwoty. Dostałam też bohaterski prezent :D! Ja to mam z tymi prezentami.
Z Meiyi na hot pocie (został nam już tylko deser) |
Słuchawki z IRON MANA 3 |
Subskrybuj:
Posty (Atom)