piątek, 19 lipca 2013

W Narodowym Leśnym Parku Rekreacyjnym Alishan

 Nie spodziewałam się, że autobus odjeżdżający o 7:40 do Narodowego Leśnego Parku Rekreacyjnego Alishan 阿里國家山森林遊樂區 będzie taki mały, tym bardziej nie spodziewałam się, że zabraknie dla mnie miejsca siedzącego, mimo że kupiłam bilet z miejscówką. Jednak ponieważ była dość wczesna godzina, a do tego pozbawiono mnie kawy (nie można było wnieść do busa), to mój mózg przyjął te fakty bez większego sprzeciwu i przez większość drogi siedziałam na podłodze. W czasie postoju podeszła do mnie starsza pani, mówiąc że się ze mną zamieni. Ja na to, że nie szkodzi, siedzi mi się całkiem wygodnie, a później i tak zrobię awanturę, gdzie trzeba (po części był to żart zainspirowany kwietniową wycieczką autobusową w Kaohsiungu). Większość osób wokół się roześmiała, ale pani jeszcze bardziej się upierała, bym się zamieniła i prosiła, by nigdzie nie dzwonić. Okazało się, że to ona nie ma biletu z miejscówką. Mimo tej informacji, to nie wydawało mi się w porządku, żeby starsza osoba siedziała na ziemi, więc wytoczyłam ciężkie argumenty z tradycyjnej kultury chińskiej: to nie jest zgodne z cnotą synowską (i córczyną). Udało się - mogłam dalej siedzieć na ziemi. W ten sposób oszczędziłam sobie oglądania, jak kierowca wyprzedza cały rząd samochodów stojących w korku ze względu na naprawy drogi (efekt niedawnego tajfunu Soulik). Udało mi się usiąść na fotelu na ostatnie pół godziny podróży.

Gdy dotarliśmy pod bramy Parku Rekreacyjnego, kierowca poprosił wszystkich, by wysiedli i kupili bilety. Ostatnim razem nie potrafiłam rozgryźć cennika, tym razem byłam przekonana, że Hannah i ja, jako posiadaczki legitymacji uczelni tajwańskich, zapłacimy 10 NTD, a Duncan 100 NTD (z kartą Youth Card). Okazało się, że wszyscy mamy zapłacić po 100 NTD. A później okazało się, że mamy za dużo reszty i wróciło do mnie 100 NTD... Dziwne, ale nie narzekam.
Klify pasma Tashan
Klify pasma Tashan z innej perspektywy
Tereny tego parku opisywałam już tutaj, więc nie będę powielać informacji.
 W każdym razie zaplanowaliśmy, że pierwszego dnia na Alishan wybierzemy się na górskie wędrówki w okolicach pobliskich miasteczek Ruili 瑞里 i Fenqihu 奮起湖, jednak okazało się, że nie za bardzo mamy jak tam się dostać, ponieważ wszyscy przewoźnicy już mieli klientów, a jedyny autobus do Fengqihu odjeżdża w sobotę (miasteczko jest na trasie kolei leśnej Chiayi - Alishan, jednak ta w dalszym ciągu nie jest czynna). W obliczu takiej sytuacji zmieniliśmy plan i postanowiliśmy zwiedzić Park Rekreacyjny (w końcu przekroczyliśmy już jego bramy) i przejść się 6 kilometrowym szlakiem na górę Wielką Tashan 大塔山 będącą najwyższym szczytem w pasmie górskim Alishan (2663 m. n.p.m.), uznawaną przez aborygenów z plemienia Zou 鄒族 za świętą.
By dotrzeć do wejścia na szlak, musieliśmy przejść przez typowo turystyczne tereny. Na szczęście, tym razem było mniej wycieczek niż w czasie mojej poprzedniej wizyty. Po drodze minęliśmy Dom Alishan 阿里山賓館 (zbudowany w 1913 roku z lokalnego cyprysu bez użycia gwoździ), Pagodę Ducha Lasu 樹靈塔, Święte Drzewo Xianglin 香林神木, Drzewo Trzech Generacji 三代木, stację Shenmu 神木, świątynię Shouzhen 受鎮宮 (której okolica znacznie zmieniła się od poprzedniego razu), Ogród Magnolii 木蘭園, Staw Sióstr 姊妹潭. Mimo, że całkiem niedawno widziałam większość z tych miejsc, to sam fakt, że rozpoczęliśmy spacer z przeciwnego kierunku, dał mi nową perspektywę na park.
Dom Alishan, główny budynek był niegdyś dostępny tylko dla Japończyków
Drzewo Trzech Generacji
Pagoda Ducha Lasu
Święte Drzewo Xianglin
Pień Świętego Drzewa przy stacji Shenmu
Stacja Shenmu
Widoki w Parku Rekreacyjnym Alishan
Staw przy świątyni Shouzhen
Przed Świątynią Shouzhen
Okolice świątyni Shouzhen w trakcie rozbiórki
Sercodrzewo

Staw Sióstr
Szlak na Wielką Tashan był niespodziewanie schodziasty. Zazwyczaj bowiem tajwańskie szlaki górskie zaczynają się od schodów, ale potem już jest spory kawałek po w miarę płaskim terenie - i wtedy można iść, iść i iść. Jednak schody..., a do tego jeszcze spora wysokość nad poziomem morza..., cóż, pozostawałam cały czas na końcu tej szkocko-polskiej wycieczki (ale zawsze to miejsce na podium). Warto jednak było się wdrapać po tych stopniach, by zobaczyć najwyższy szczyt Tajwanu - Górę Yu 玉山 (Jadeitową 3952 m. n.p.m.) i podziwiać chmury raz po raz zasłaniające całkowicie wszystko przed oczami. Ale żeby człowiekowi nie wydawało się, że znalazł się gdzieś daleko od cywilizacji, to raz po raz docierała do nas melodyjka ze śmieciarki.
Schodząc na dół zboczyliśmy trochę ze szlaku i przeszliśmy się wzdłuż nieczynnego odcinka torów, by sprawdzić, dlaczego jest nieczynny. Zajęło nam to ponad 20 minut, by w końcu dotrzeć do źródła, czyli powalonych drzew.
Schody na szlaku Tashan
Tory wiodące do stacji Zhushan 祝山, skąd ogląda się wschody słońca oraz donikąd

Szczyty spomiędzy drzew
Pojawiające się...

i znikające zbocza górskie
Pasmo Alishan w chmurnej kąpieli
Szlak Tashan
Morze chmur
Takie sobie skały
Chmurna góra po lewej
Widok z Wielkiej Tashan
W dół do chmur
Platforma na Wielkiej Tashan Idealne miejsce na opalanie się
Raz są góry, a raz ich nie ma
Zejście z platformy na Wielkiej Tashan
Góra Yu
I jeszcze trochę chmur
Już ostatnie
Głupie pozy na strażników szlaku
Kwiotki
Zarośnięte tory w ciemnym lesie
dodam, że Hannah i Duncan byli na tyle z przodu, że ich nie widziałam i musiałam sama przez ten las dreptać
Gdy dotarliśmy z powrotem do głównych terenów Parku Rekreacyjnego, od razu zauważyliśmy, że większość turystów już opuściła Alishan, bądź też schowała się do hoteli (a, zapomniałam wspomnieć, na Alishan było zimno!, ok 20 stopni). My odebraliśmy nasze rzeczy ze komórki przy tymczasowym centrum informacji turystycznej (z uroczym strażnikiem), a następnie poszliśmy coś zjeść. Potem zostało nam już tylko znalezienie naszego hostelu, który okazał się być na terenie parku, a nie, tak jak cały czas sądziłam, tuż przed nim. Spodziewaliśmy się, że będziemy spać w dość dużych wspólnych pokojach, jak to było w innych katolickich hostelach w górach, jednak ku naszemu zaskoczeniu, Hannah i ja dostałyśmy dwuosobowy pokój i to z telewizorem (a to za jedyne 400 NTD od osoby), a Duncan chociaż nocował w pokoju dla 6 osób, to miał tylko jednego współlokatora. Dodam jeszcze, że nasz pokój nie miał klimatyzacji i mimo tego nie było nam gorąco pod grubymi kołdrami. Cóż to za rzadkie uczucie na Tajwanie :D
Wieczorem obejrzeliśmy jeszcze film z Seanem Connerym i Nicolasem Cagem pt. "Twierdza" (The Rock), reż. Michael Bay, 1996, a potem do łóżek i spać, bo plan na następny dzień zakładał wstawanie o 3:30.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz