Wczorajsze ćwiczenia guzhengowe nie wystarczyły, by dziś w czasie zajęć wszystko pięknie zagrać. Wniosek: trzeba ćwiczyć jeszcze więcej.
Ale jak tu ćwiczyć, gdy za plecami czai się tłusty karaluch (albo po prostu tłusty robal)? Ja nie chcę! Za radą Jia Rong potraktowałam go czymś mydlastym, tzn. spryskałam płynną mazią do włosów, której nie używam. Obrócił się na grzbiet i zaczął machać nóżkami. Następnie przykryłam go plastikową miską (która mnie zawsze ratuje w takich sytuacjach). Teraz się nie rusza, a ja powinnam przejść do ostatniego etapu, czyli się go ostatecznie pozbyć, ale dość mnie to przeraża...
Ech... może jakaś terapia?
Mam nadzieję, że to już naprawdę ostatni egzemplarz...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz